Tomek
Bez (z wykopalisk)
Panie, obdarz spokojem, wreszcie... By przestać kaleczyć się boleśnie, szarpać, uciekać, samotnieć do granicy umierania. Albo Szaleństwa, gdy przestaję być zrozumiały dla kogokolwiek...
Będąc przy chorym, tworzy się kropelkę czystego dobra. - Ale ja nie byłem. Ja nie powinienem żyć w ogóle; jestem i byłem zbyt słaby, by uczynić troszkę więcej dobra niż zła.
Dobro jest zbyt ciężkie, nie tylko dla mnie, dla wielu.
Udawałem. Uwierzyli.
Ale teraz nadszedł Czas Kary, po nim Czas Śmierci może zabierze w Nicość moje zmęczenie.
To za karę Bóg kazał mi żyć wtedy, gdy chciałem swoją ręką w Śmierć życie swe zmienić...
Karę za-
Nie potrafię poczuć się winny z tego powodu, że jeden raz otrzymałem pełnię szczęścia.
Ale i to wspomnienie zabierze Dobry Bóg, bym śmiertelnie cierpieć zaczął. Wtedy, Panie, pozwolisz mi: sznur, nóż, koła pociągu... Czy łaskaw będziesz zezwolić na Chemiczną Śmierć bez strachu?
Dobry Boże, pozwól umrzeć tak, jak chcę. Wiem, że i tak zabierzesz mi wszystko, zostaw, proszę ten jeden Przywilej -
Śmierć bez Krzyża, Chusty i Zmartwychwstania.
Ilość odsłon: 2639
Komentarze
Lena Pelowska
maj 09, 2018 13:00
Chwilami zbyt patetycznie, ale ... ale to jest modlitwa. Dlatego mogę tę patetyczność przełknąć, tym bardziej, że wiersz ma w sobie ziarno szczerości, intymności.
Nie wiem czy to jest dobre literacko. Mnie ujmuje. Pozdrawiam