Dziwna
ja pacjentka (fragment dziewiąty)
A jednak dziwnie mi jest gdzieś tam głęboko, w myślach czy w sercu, sama nie wiem gdzie. Jakaś kolejna wyrwa, pustka. Sama nie wiem jak to nazwać. I zastanawiam się - czy to już tak na zawsze?
Bo przecież w głębi duszy zawsze wiedziałam, że on nie jest mój.
I co z tego, że był na chwilę? Że był w ten piątek, kiedy tak za nim tęskniłam. Przywołałam go chyba telepatycznie. I spotkaliśmy się w poczekalni, u naszego psychiatry. Nie byłam wtedy na terapii, ale na wizytę lekarską poszłam. Lało okrutnie i mimo tego, że miałam parasol, to chlupotało mi w adidasach, dżinsy miałam przemoczone do kolan a na plecach czułam ziąb, przyklejonej, mokrej koszuli. Za chwilę będę kichać i smarkać - myślałam. Na szczęście, naszą grupę z dziennego pobytu, doktor przyjął poza kolejnością. Nie musiałam więc długo paradować w tych mokrych ubraniach.
Wychodząc z gabinetu, od razu zauważyłam Jakuba. Spadł mi z nieba - ucieszyłam się i bez wahania podeszłam do niego pytając, czy mnie podrzuci do domu. Droczył się, że nie, ale oczywiście, że mnie odwiózł.
I oczywiście wrócił do mnie, po swojej wizycie, u doktora.
Dopytywał się, czy będę sama w domu.
- Będę, będę - odrzekłam. Tak strasznie wtedy chciałam go mieć przy sobie, jeszcze na chwilę.
I po co mi ta chwila? I co z tego, że był ze mną? I łasił się jak kot, kładąc mi głowę na kolanach, a ja gładziłam go po twarzy, kreśliłam zarys ust, wilgotnych i soczystych, i burzyłam ład, jego jak zwykle starannie nażelowanej fryzury.
I co z tego, że leżeliśmy wtuleni w siebie, że gadaliśmy i gadaliśmy, a on wmawiał mi, że cały jest mój. Cholerny kłamca. Faceci to gnojki i kłamcy. Dla seksu potrafią zrobić wszystko.
I kochaliśmy się.
I wiedziałam już, że tym razem to naprawdę koniec. Że to nasze pożegnanie. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę już słuchać, jak mu ze mną dobrze, jaka to jestem cudowna, kiedy robię mu loda ( mimo tego, że z prezerwatywą), jak to żona go strasznie zaniedbuje. Nie chcę! Nie chcę już słyszeć słowa "żona".
I była to nasza ostatnia wspólna chwila. Chwila, za którą zapewne będę musiała ponieść karę. Jak zawsze - musi być kara za chwilę przyjemności.
Tymczasem chodzę nadal na terapię do Dziennego Oddziału Psychiatrycznego. Zaprzyjaźniłam się z dziewczynami, które jeszcze niedawno wydawały mi się całkowicie obce i nie sądziłam, że potrafię się przed nimi otworzyć. Polubiłam terapeutki, a one twierdzą, że jestem całkowicie inną osobą w porównaniu z ubiegłym rokiem. Zintegrowałam się z grupą. Poznaliśmy się nawzajem. Dzielimy się problemami i wspieramy.
Wszyscy wiedzą, ze mam fobię objawiającą się panicznym lękiem przed wszelakimi zarazkami. Że zawsze przychodzę ze swoim kubkiem do kawy i łyżeczką - i już nikogo to nie dziwi. A i ja nie jestem już tym faktem skrępowana. Pomógł mi pobyt w Międzyrzeczu. Tamtejsi terapeuci zasiali we mnie jakiś spokój. Przynajmniej w kwestii fobii.
Tematu Jakuba, nie poruszam na terapii grupowej. W Międzyrzeczu, owszem mogłabym, w Kościanie też, ale nie tutaj, w naszej małej miejscowości. Tutaj pani Jagoda - psychoterapeutka, z którą mamy indywidualną terapię, poświęca mi wiele czasu. Mam z nią cotygodniową indywidualną sesję. Uczy mnie oduczania się od Jakuba. Uczy mnie asertywnych zachowań w różnych życiowych sytuacjach. Nazywania problemów po imieniu, odwoływania się do emocji własnych i cudzych, i szukania rozwiązań.
Próbuję i próbuję. A jednak ciągle jest ta cholerna wyrwa i ta pustka. I wiem, że będę jeszcze płakać z tęsknoty za Jakubem i szukać go wzrokiem podczas samotnych wędrówek po mieście.
Do Międzyrzecza, nie wiem czy wrócę. Mam za sobą trzytygodniowy pobyt kwalifikacyjny. A początki tam były bardzo trudne. Ludzie bardzo różni. Od zamkniętych w sobie i wycofanych, po teatralnie lubiących skupiać na sobie uwagę histrioników oraz zapatrzonych w siebie narcyzów.
Tam trzeba było walczyć o siebie od pierwszych dni. Walczyć o dobre, wygodne łóżko, o konkretną poduszkę, o ładniejszy i cieplejszy koc, by zapewnić sobie w miarę dobre warunki na trzy miesiące pobytu, czy nawet pół roku.
Tam była ciągła mobilizacja do działania. Ciągłe angażowanie pacjentów. Do sprzątania pokoi, do sprzątania sali telewizyjnej, jadalni. Ciągłe dyżury przy przygotowywaniu posiłków, przy zamiataniu, przy myciu podłóg. Potem kontrola porządku. Kontrola obecności. Kontrolowane wyjścia tylko na teren przyszpitalny, zaledwie na dwie godziny, dokumentowane wpisami w zeszyt.
Ale dałam radę. Zaklimatyzowałam się. Stworzyłam sobie dogodne warunki do przetrwania.
I wtedy wypisano mnie na przepustkę, w celu dopełnienia diagnostyki somatycznej.
Ilość odsłon: 3606
Komentarze
Dziwna
wrzesień 09, 2018 06:58
Hej!
Teraz czytam - co ja tu odpisałam Tobie, Joasiu?
ech:)
w pośpiechu sama sobie zaprzeczyłam
sprostowuję -oczywiście miałam na myśli, że piszę okazjonalnie fragmenty "pacjentki"
i na bieżąco - od razu klik i wklejone:)
może nie raz za szybko to klik:)
stąd też pewnie to "i" przedawkowane:)
Marcinie, nie był to zamierzony zabieg:)
ale na pewno to taki mój znak rozpoznawczy, moja dziwna maniera, na której sama często się łapię:)
Dziękuję za odwiedziny
i miłej niedzieli życzę:)
Marcin Legenza
wrzesień 09, 2018 00:18
A i tak te duże "i" w trzech akapitach z drugiej strony można wziąć za plus, jako zabieg artystyczny - tak też. Mała dygresja skąd wziął się akapit - do łacińskiego a capite, dosłownie - od głowy, od początku.
Joanna-d-m
wrzesień 08, 2018 23:05
Marcin, w sumie masz rację -
od spójnika nie powinno zaczynać się nowego zdania,
ale to nie konkurs
Marcin Legenza
wrzesień 08, 2018 18:27
Przyjemna "drabina Jakuba", chociaż trochę za dużo tych "i" (dużych I na początkach niektórych zdań), jak dla mnie, ale niezłe. Cześć.
Dziwna
wrzesień 08, 2018 17:45
dziękuję
i pozdrawiam:)
wokka
wrzesień 08, 2018 08:23
Dobrze się czyta, ciekawy tekst.:)
Dziwna
wrzesień 07, 2018 21:23
Cześć Joasiu!
dziękuję Ci pięknie za czytanie i za komentarz:)
moje pisanie jest takie okazjonalne
piszę na bieżąco
na razie jest to co jest
może kiedyś zbiorę te fragmenty w jedną całość:)
miałam jeszcze jakieś zapiski, ale stwierdziłam, że nie warte publikowania i gdzieś sie zapodziały
co będzie dalej?
sama nie wiem:)
życie, życie...
:)
pozdrawiam serdecznie:)
Joanna-d-m
wrzesień 07, 2018 20:21
Rozumiem, że powstaje (lub już jest) książka,
stąd fragmenty wybrane, dla nas, tu na poemaxie (?)
Powiem, że ciekawie jest i nieprzewidywalnie jak to bywa z zakochanymi (pomijam ich chorobę),
proces tu jakby dwuwątkowy ale dla mnie jednak, Jakubowy - przewodni)
Pozdrawiam