point of view
Towarzystwo
zabierasz ze sobą wypielęgnowaną
jeszcze w rodzinnym domu rozwartą dłoń
wytresowaną do chwytania serwetek
i spojrzeń spadających ze stołów
doczekałeś się
zapraszają
siadasz
zapierasz nogami w trociny areny
czujesz jak dywan krępuje stopy
przed tobą nowa przestrzeń
nabierasz łapczywie powietrza do nadymania zdań
na talerzu kalafior
lekko twardy
szklanki ze zmywarki
z nabłyszczaczem do słów
podnosisz wodę pijesz wino
przeistoczenie następuje bezboleśnie
dokładnie wpół tuńczyka
w zamian za sos i spojrzenia
dostajesz mizerię
wokół furkoczą warkoczyki małych dziewczynek
przywiązane do głowy wstążkami w kolorze oczu matek
dopóki nie utoną w dywanach
też będą odwracały twarz
zostawiając puste spojrzenia
jeszcze deser
nakładany osobiście przez gospodarza
taki rytuał
już oswojony
powinieneś kwitować
wstajesz od stołu
nowy płaszcz budzi podziw
i inne emocje
choć pozornie wychodzisz
zostajesz
jak zapomniany kapelusz
dyndasz na wieszaku
Ilość odsłon: 956
Komentarze
imre
październik 09, 2018 10:19
Ciekawy wiersz przeplatany prozą. Ja takie lubię.
Haczy mi trochę "i inne emocje" a raczej wprowadza nutę trwogi... takie mam wrażenie że to jednak ostatnia wizyta w takim gronie. Zawiedzenie? Może zbyt wygórowane oczekiwania lub zbyt otwarta dłoń...
To pozorne wychodzenie- jak znudzenie... i ucieczka w swój świat...
Pozdrawiam
Leszek.J
październik 08, 2018 22:00
Ładne to jest i gastronomia dożywia zmysły, czuję się ukontentowany prawdziwie a nie pozorni-e
Pozdrawiam