Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

   Nasza wiejska szkoła podstawowa, dawno temu była niemieckim kościołem. Wiem to z opowiadań mamy. Za czasów jej dzieciństwa mieścił się tam właśnie kościół. Do szkoły mama musiała dreptać, do oddalonej o dziesięć kilometrów miejscowości. Przemierzała tę odległość dwa razy dziennie, razem z grupą piskorskich uczniów. Wracając późnym popołudniem do domu, zazwyczaj już  sama przechodziła obok kościoła, oraz niemieckiego cmentarza, gdyż mieszkała w najbardziej odległej części wsi i inne dzieciaki już wcześniej dotarły do swoich domów.
Mijając kościół, często słyszała dochodzący z jego wnętrza śpiew, mimo że nie odprawiała się tam żadna msza. Wówczas dziecięca wyobraźnia podsuwała jej niesamowite scenariusze, a nogi same pędziły coraz szybciej, oby tylko dotrzeć do domu.

   Po pewnym czasie okazało się, że to Rachert - Niemiec, który jako jedyny, został z rodziną po wojnie w naszej wsi, chadzał wieczorami do kościoła i śpiewał pieśni. 
Po jego śmierci, Rachertka wiodła niełatwe życie, mając do wychowania i utrzymania gromadkę dzieci. Mieszkała w drewnianej chacie, sąsiadującej z rodzinnym domem mojej mamy. Starała się, aby dzieciaki nie głodowały. Imała się więc wszelkich prac polowych, u różnych wiejskich gospodarzy. Na zakończenie dnia pracy,każda gospodyni domu zawsze szykowała poczęstunek. Kobiety dobrze wiedziały, że Rachertka po kryjomu chowa do powszywanych w sukniach i fartuchach kieszeni, jedzenie dla dzieciaków. Ale przymykały na to oko i jeszcze z własnej woli dawały jej smakołyki dla dzieci.

   Pamiętam córkę Rachertki - Fridę. Też miała kilkoro dzieci - na pewno Ernę i Zygiego. Cała wieś mówiła, że z Erny nic dobrego nie wyrosło. Była przeklinana przez wiejskie kobiety, bo zwabiała chłopów swoją rozpustą i zamiłowaniem do kieliszka. Wszyscy wiedzieli, że u Erny jest melina i kurestwo.
Urodziła kilkoro dzieci - wszystkie zabrało Pogotowie Opiekuńcze.

   Ja nie musiałam już tak daleko maszerować do szkoły, gdyż budynek po niemieckim kościele, został zaadaptowany na potrzeby edukacyjne i rozbudowany w czynie społecznym przez mieszkańców wsi.
Od zerówki do czwartej klasy włącznie, zdobywałyśmy z siostrą wiedzę właśnie w tej szkole. Dalszą naukę kontynuowałyśmy w Zbiorczej Szkole Gminnej.Tam dowożono nas - uczniów trzech małych wiosek z głębi Puszczy Pyzdrskiej, specjalną przyczepą, ciągniętą przez traktor, który bez problemów pokonywał dzikie, piaszczyste lub błotniste - w zależności od pogody i pory roku, drogi, wijące się pośród pól, łąk i lasów.
Wzdłuż tych dróg, były powyznaczane umowne przystanki, z których wsiadało do objeżdżającej całą naszą okolicę przyczepy, lub z niej wysiadało po kilkoro uczniów. Nasz przystanek był mniej więcej na środku objazdowej trasy i mieścił się w lesie, "za górą". Było to miejsce zgrupowania mojej koleżanki z ławki - Gośki, o rok starszego Marka, mieszkającego tuż "pod górą" i Ani z głębi lasu, z domu bez prądu. No i nasze: moje i Renaty.
Ze szkolnego środka transportu, często korzystali również dorośli mieszkańcy wsi, chcący się dostać na przystanek autobusowy, do Urzędu Gminy, na pocztę lub do sklepu metalowego albo odzieżowego.

   Do szkoły wyjeżdżaliśmy wczesnym rankiem (zimą - jeszcze po ciemku),bo zawsze któraś klasa zaczynała lekcje o godzinie ósmej i wracaliśmy pod wieczór (zimą - już po ciemku), niezależnie czy mieliśmy lekcji osiem, czy cztery. Trzeba było czekać, aż wszyscy zakończą naukę i cała grupa dopiero wtedy wsiadała do odwożącej nas do domów przyczepy.

   Często w czasie zajęć szkolnych, chyba w ramach jakiejś współpracy z Lasami Państwowymi i PGR-ami, jeździliśmy do sadzenia lasów lub na pole do zbierania ogórków, ziemniaków czy obierania cebuli.
Niby fajnie - bo nie było lekcji, ale za to trzeba było się napracować fizycznie. A nam - wiejskim dzieciakom, praca fizyczna nie była obca. 
Oj, nie była!
Ilość odsłon: 1205

Komentarze

czerwiec 24, 2019 10:44

"o" dodane
i nie ma absolutnie mowy o żadnym gniewaniu:)
no co Ty!

dzięki za czytanie
i za to "o":)
pamiętam, że wprowadzałam tam małą korektę i wkradło się pewnie wtedy to niedopatrzenie

a w ogóle to cieszę się Joasiu, że zainteresowałam Cię Puszczą Pyzdrską i szperasz w internecie, aby uszczknąć dla siebie coś więcej :)

pozdrawiam serdecznie:)

czerwiec 21, 2019 23:02

Jakby Ci się chciało, to dodaj "o" do "kazało" (jedenasta linijka)


:) się nie gniewaj czasem!!! :)))

czerwiec 21, 2019 22:44

Dzisiejszy wieczór poświęcam w szczególności Twojej twórczości, Ewa
dzięki Tobie, Twoim wspomnieniom a mojej ciekawości
zapoznałam się z Puszczą Pyzdrską
(a wujek google to nie przeciętniak - on wszystko wie).
Dobrze, że ,piszesz i pisz dalej, bo
wciągasz mnie-czytelnika i to bardzo pozytywnie

Pozdrawiam :)

czerwiec 20, 2019 21:12

Hej!
bardzo mi miło Was gościć:)
Cytro, dziękuję pięknie:)
Leszku, nasza przyczepa nie miała takiego owalnego kształtu, była kanciasta tzn. prostokątna, ale w środku siedzenia jak w autobusie.
Imre, bardzo dziękuję!
ciszę się, że i w tym odcinku znalazłeś coś interesującego
i wiesz, że dopingujesz mnie do pisania kolejnych:)
no i masz rację, to taka jakby kronika
może kiedyś, na starość, kiedy pamięć już będzie szwankować, sama z ochotą poczytam te moje zapiski:)

jeszcze raz dziękuję pięknie za czytanie:)
i pozdrawiam serdecznie:)

czerwiec 19, 2019 14:58

Gratuluję!
(Wyróżnienia już gratulowałem, teraz- tej nowelki).
Czyta się dobrze i płynnie. Nigdzie nie musiałem się zastanawiać "o co chodzi", raczej przystawałem, by popłynąć z nurtem wyobraźni gdzieś na zakola tamtejszych rzek i dróg...

Te wątki nie tylko są przyjemnością dla mnie-czytelnika, ale pewny jestem, że stają się bezcenną korniką Twojej ojcowizny.

Dziękuję!

Pozdrawiam

czerwiec 18, 2019 16:53

Gratuluję wyróżnienia, czytam z ciekawością. Widziałem taką przyczepę od Jelcza ogórka, ciągniętą przez Ursus C-360, wtedy już pracowałem ale wyobraźnię mam jak to wyglądała w Twoim przypadku
Pozdrawiam

Konto usunięte

2-42-42-4

czerwiec 18, 2019 12:51

Lubię czytać takie autentyczne wspomnienia. Bardzo ładnie piszesz. Pozdrawiam

czerwiec 18, 2019 12:06

miło wiedzieć, że czytasz, Davidzie:)
dziękuję:)
i za gratulacje, i za wskazówki też

ten odcinek, taki nieplanowany powstał wczoraj
spontanicznie
gdy usiadłam do komputera, by napisać komentarze
ręka sama jakoś się tak rozpisała
i akurat takie wspominki poprzychodziły do głowy:)
faktycznie, opisów krajobrazu mało w tym odcinku
ale postaram się nadrobić w kolejnym:)
nie wiem kiedy to nastąpi:)
ale nastąpi:)

Pyzdry znam, Żerków znam, Łysą górę też:)
Byłam tam przejazdem.

pozdrawiam:)

czerwiec 18, 2019 11:01

...gratuluję wyróżnienia __a czytam ten cykl z zainteresowaniem, bo swojego czasu całe lato spędziłem w Pogorzelicy i w Spławiu ...do Pyzdr kamieniem dorzucił, ale jakoś nie było nam "po drodze", by tam wpaść __za to często siadywaliśmy nad Wartą przy przeprawie i gapiliśmy się w dal na Łysą Górę pod Żerkowem .......ot co - i masz teraz wiernego czytelnika

...mam jedną uwagę - potraktuj ją jak dobrą radę - wpleć w swoją historię opisy tejże wsi: jak wyglądały lasy, pola, sama wieś, gospodarstwa, to "pod górą" albo "za górą", ten poniemiecki kościół, jak został przebudowany ? - niech czytelnik to zobaczy Twoimi oczami (!)
Przydałoby się też wiedzieć gdzie jest tażesz "Puszcza Pyzdrska", Twoja wieś była daleko od Pyzdr, daleko od doliny Warty, blisko... na wschód, na zachąd od... ? ...ale nie przesadzić ze szczegółami __Twoje "ja z Puszczy..." nabierze rzeczywistych barw__

Pozdrawiam


.