Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

W 2017 roku po śmierci partnera i najbliżej przyjaciółki Izabeli Ela (córka) zauważa u swojej matki objawy depresji. Z dnia na dzień stan jej zdrowia  budzi niepokój...  Prawdziwa historia. Wkrótce premiera.

*

 

- Cześć mamo, chcę cię wyciągnąć na kawę do kawiarni – Zadzwoniłam do niej w jakiś piękny letni dzień. – Nie chcę słyszeć odmowy, ubieraj się, zaraz po ciebie będę.

Lubiła odmawiać, chociaż bez przerwy narzekała na nudę. Zabrałam ją do swojej ulubionej meksykańskiej knajpki. Usiadłyśmy na zewnątrz i zamówiłam dla niej lody, vermouth a dla siebie latte. Chciałam ją wyciągnąć z domu i zrobić jej niespodziankę.

- Miałam dzisiaj tyle na głowie, że nie zdążyłam umalować paznokci - zaczęła rozmowę. – Co u ciebie? – Nie czekała na moją odpowiedź. Przymknęła powieki i zasłoniła ręką oczy, na które padało zbyt wiele słońca.

- Chcesz się przesiąść? – spytałam.

- Nie, usiądę naprzeciwko. – Przesiadła się na inne krzesło, bo nie lubiła bliskości i patrzenia w oczy. – Dawno nie byłam w kawiarni.

Było w niej zawsze wiele sprzecznych sygnałów. Z troszczącej się o całą rodzinę matki, w kilka minut potrafiła zmienić swoje relacje w sarkazm i niezadowolenie. Zawsze bałam się tych dziwnych relacji, dlatego dosyć czujnie patrzyłam, czy jest zadowolona, czy się złości i tego dnia próbowałam dostroić się do jej nastroju, żeby nie powiedzieć czegoś, co zmieni się szereg wyrzutów, których nigdy nie szczędziła. Nie było w tych relacjach odprężenia, zawsze czuło się spięcie, a potem zmęczenie. Uśmiechała się, to znaczyło, że mogę zacząć mówić. Kelner przyniósł zastawki.

-  Jak tam twoje występy? – Zadawała mi pytania jakbym była w przedszkolu po próbie do „Sierotki Marysi”.

Opowiadałam jej o próbach, o swoich książkach. Ale niewiele z tego rozumiała, była myślami w innym miejscu. Potrafiła się skupiać na tym, co mówiłam dawniej, bo wtedy byłam dzieckiem. A dziś żadna moja decyzja nie pokrywała się z jej wizerunkiem, o tym, czego chciała dla mnie. Wiedziałam, że często ją to niepokoi to, że nie ma już na nic wpływu.

- Przepraszam, że ci przerywam, ale chyba widziałam twoją koleżankę z liceum.

Przyzwyczaiłam się do tych przerywników. Szczerze mówiąc, staram się nie pamiętać koleżanek z liceum i „przyjaciółek” z późniejszych okresów, ponieważ to nie były najtrafniejsze wybory przyjaźni.

- Którą koleżankę? – zapytałam tylko z grzeczności.

- Tą wysoką w okularach.

Wiedziałam, o którą koleżankę chodzi. Jednak udałam, że nie pamiętam. Moich wspomnień z młodości nie da się uratować. Pojawiły się lody, vermouth i latte. Westchnęła. To było coś w rodzaju Och, nareszcie.

- Dobre, chcesz spróbować mojego? – Nałożyła mi na talerzyk z kawą kawałek swojej porcji.

Wiedziałam, że po kryjomu chodzi ze swoją Przyjaciółką na tańce w różne miejsca. Miała do tego prawo po śmierci ojca. Mówiąc szczerze, myślałam, że zwiąże się jeszcze z kimś na stałe. W głębi serca chciałam, żeby miała porównanie.

- Kiedy byłaś na tańcach ostatnio? – spytałam, nie patrząc jej w oczy.

- A co?

Po tym pytaniu wiedziałam, że nie poznam szczegółów, bo wzięła to za napad na jej prywatność.

- Nic, zapytałam tylko.

- Chodzę wyłącznie z nudów, nikogo ciekawego tam nie znajdę.

- Nieprawda, zawsze może się coś fajnego wydarzyć.

- Przychodzą jakieś mamroty, palą tanie papierosy, piją tanie winko i nie mają za co postawić kawy. Emeryci, kurwa, którzy całe życie pracowali na to, żeby niczego nie mieć i szukają frajerek. Dziwne towarzystwo.

- To po co tam chodzisz? – Cieszyłam się pod nosem i czekałam na moment, w którym powie jakąś nieprzyzwoitą prawdę.

- Bo mogę się ładnie ubrać. Jestem oblegana przez tych ramoli i bawi mnie to. – Kiwała energicznie głową i rozglądała się na wszystkie strony, oceniając najlepsze męskie kąski, siedzące przy stolikach obok. Mężczyźni też na nią zerkali. Pomimo wieku, była naprawdę atrakcyjną kobietą.

- Jak jest po hiszpańsku ramol? – zapytała rozbawiona.

- Nie wiem, jeszcze w moim życiu nie doszłam do tego etapu, by musieć używać tego słowa.

- Byłam u bioenergoterapeuty – zmieniła temat.- Ponakładał mi na ciało rozgrzane kamienie i masował. Hawajskie metody. Też powinnaś spróbować. Nagromadziło się we mnie tyle niepotrzebnych rzeczy, że robiłam potem kupę przez trzy dni. No nie patrz tak, wysrywałam złą energię. Terapeuta kazał mi pić dużo wody, dwa litry dziennie.

- Pijesz? Ważne, żeby kontynuować potem taką terapię.

- A ty byś piła?

No właśnie, już myślałam, że pozbyłam się napięcia, ale to było chwilowe.

- Nie, nie piłabym tylko wody. – Odpowiedziałam i też zerknęłam na facetów z boku. Byli tajemniczy i zaangażowani w to, co mieli na talerzu.- Ale też korzystam ze SPA, chodzę do sauny, na siłownię, na jogę. – Patrzyła na mnie i efekt był taki, iż w oczach miała pytanie; Czemu nic o tym nie wiem? – Piję prawie dwa litry płynów, to nie ma znaczenia w jakiej postaci. Ważne, że o siebie dbasz mamo.

Na ścianie wisiał wielki telewizor, na którym pojawiały się reklamy. Mama ożywiła się, kiedy zobaczyła markę Oriflame.

- Używam tych kremów. Są dobre, powinnaś spróbować.- Wyjęła z torebki pudełko z kremem, który przed chwilą kupiłyśmy razem.

- Wolę Ziaję.

- Nie znam. Mogę zamówić jeszcze coś? Teraz ja stawiam.

- Pewnie, co tylko chcesz.

   Kiedy dzwoni jej telefon, zapomina o całym świecie. Siedzę w ciszy i czekam, aż skończy rozmawiać. Patrzę na nią i mam ochotą ja uściskać, tak po prostu. Kelner w tym czasie donosi kolejny vermouth i Coca-Colę bez lodu z cytryną. Wiem, z kim gawędzi, rozpoznaję jej reakcje bez trudu. Rozlega się w tym czasie dźwięk mojego telefonu. Rozmawiamy obie. Widzę jej oczy pełne blasku i radości. Chwali się w tym czasie, że właśnie z córką jest Manufakturze i pije swój ukochany vermouth. Mówi ciepłym głosem, że; Jest bardzo przyjemnie. Uśmiechamy się do siebie. Chichocze, a siedzący koło nas mężczyzna patrzy na nią i wpatruje się w jej markę telefonu. W telewizorze pojawia się kolejna reklama. Tym razem butów. Zerkam i zapamiętuję nazwę. Podobają mi się jej włosy, są inne niż zwykle, mają jaśniejszy kolor od słońca. Jej ramiona unosiły się i opadały, nie mogła się na coś zdecydować. Była rozluźniona i z wyraźną ulgą w sobie, powiedziała do telefonu w końcu; Dobrze, zgoda. W tym czasie ktoś podszedł i poprosił o dwa złote na chleb. Pokiwała głową, dając znać przybyszowi, żeby nie przeszkadzał. Jej twarz  była oblana rumieńcem. W ciągu tych kilku minut wypiłam swoją colę, założyłam okulary i odłożyłam swój telefon. Dała ręką znać, że zaraz kończy. Obserwowałam jej gesty i przechodniów na ulicy. Nikt w tej sekundzie nie był bardziej szczęśliwy od niej. Tłumaczyłam coś sobie w myślach. Nie wiem co. W tym czasie obserwowałam również ekran telewizora i słyszałam muzykę z głośników. Meksykańskie rytmy zawsze odciągają moją uwagę, ale właśnie sobie przypomniałam, że powiedziałam w myślach coś w rodzaju; Kocham cię mamo.

Ilość odsłon: 780

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.