Bruno Schwarz
Powrót Bananowego Króla
Wołali na niego „Bananowy Król”,
bo miał wielkiego na pół pokoju bananowca, którego sadzonkę przywiózł kiedyś za
pazuchą z hiszpańskiej wojny. Zrobił na roślinie niemały interes, bo ludzie
lgnęli do tej namiastki egzotyki, jak muchy do miodu. Nowożeńcy robili sobie pod
nią zdjęcia, Instytut Botaniki organizował prelekcje i pogadanki naukowe, a
polityczni notable urządzali wieczorki dekadenckie, na których słuchali jazzu, pili
domową whisky z polo-cocktą i zagryzali plasterkami bananów. Bananowy Król
zdobył sobie szacunek i wysoką pozycję, a lokalna społeczność wybrała go
jednogłośnie na przewodniczącego Miejskiego Komitetu Kontroli Partyjnej.
Ale czasy bananowego prosperity
ktoś nagle i niespodziewanie zakończył. Ktoś wyjątkowo złośliwy albo zwyczajny
idiota wykorzystał nieuwagę gospodarza i wysikał się do doniczki podczas jednej
z partyjnych libacji. Roślina uschła. Od tamtego czasu Bananowy Król stracił
radość z życia i stał się cieniem samego siebie. W Komitecie Miejskim zaczęto
plotkować, że jak tak dalej pójdzie, to straci też etat. Ludzie na ulicy mijali
go obojętnie, jakby stał się przezroczysty.
Jedyną osobą, która wyciągnęła do
niego rękę był naczelnik Strugaczka. Dał Królowi sweter zrobiony na drutach przez
naczelnikową. Sweter miał na piersiach uśmiechniętego banana i dziurkę wypaloną
papierosem na wysokości serca. Bananowy Król zarzekał się potem, że to dziura
od kuli, ale nikt mu nie wierzył, bo nie miał drugiej takiej na plecach. Ale ludzie przypomnieli sobie o istnieniu Bananowego Króla. Wrócił. Zmartwychwstał.
- Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności – nucił sobie pod nosem Bananowy Król.
Komentarze
Bruno Schwarz
maj 28, 2020 10:57
Kto nie kombinuje ten nie pije szampana... czy jakoś tak :)
Leszek.J
maj 27, 2020 18:38
Bycie Bananowym Królem to jest coś!
Pożył sobie chłopisko jak mało kto...
Pozdrawiam