Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Wołali na niego „Bananowy Król”, bo miał wielkiego na pół pokoju bananowca, którego sadzonkę przywiózł kiedyś za pazuchą z hiszpańskiej wojny. Zrobił na roślinie niemały interes, bo ludzie lgnęli do tej namiastki egzotyki, jak muchy do miodu. Nowożeńcy robili sobie pod nią zdjęcia, Instytut Botaniki organizował prelekcje i pogadanki naukowe, a polityczni notable urządzali wieczorki dekadenckie, na których słuchali jazzu, pili domową whisky z polo-cocktą i zagryzali plasterkami bananów. Bananowy Król zdobył sobie szacunek i wysoką pozycję, a lokalna społeczność wybrała go jednogłośnie na przewodniczącego Miejskiego Komitetu Kontroli Partyjnej.

Ale czasy bananowego prosperity ktoś nagle i niespodziewanie zakończył. Ktoś wyjątkowo złośliwy albo zwyczajny idiota wykorzystał nieuwagę gospodarza i wysikał się do doniczki podczas jednej z partyjnych libacji. Roślina uschła. Od tamtego czasu Bananowy Król stracił radość z życia i stał się cieniem samego siebie. W Komitecie Miejskim zaczęto plotkować, że jak tak dalej pójdzie, to straci też etat. Ludzie na ulicy mijali go obojętnie, jakby stał się przezroczysty.

Jedyną osobą, która wyciągnęła do niego rękę był naczelnik Strugaczka. Dał Królowi sweter zrobiony na drutach przez naczelnikową. Sweter miał na piersiach uśmiechniętego banana i dziurkę wypaloną papierosem na wysokości serca. Bananowy Król zarzekał się potem, że to dziura od kuli, ale nikt mu nie wierzył, bo nie miał drugiej takiej na plecach. Ale ludzie przypomnieli sobie o istnieniu Bananowego Króla. Wrócił. Zmartwychwstał.

- Każdego ranka, każdej nocy

Dla męki ktoś na świat przychodzi.

Jedni się rodzą dla radości,

Inni dla nocy i ciemności – nucił sobie pod nosem Bananowy Król.

Ilość odsłon: 734

Komentarze

maj 28, 2020 10:57

Kto nie kombinuje ten nie pije szampana... czy jakoś tak :)

maj 27, 2020 18:38

Bycie Bananowym Królem to jest coś!
Pożył sobie chłopisko jak mało kto...
Pozdrawiam