Stanisław Kwiatkowski
opatrzność
jeszcze nigdy jak żyję nie widziałem matki
z podbitymi oczami siedziała przy stole
opuchnięta jak gładki fioletowy balon
w przeciwsłonecznych okularach z prl-u
podobno poszła nakarmić koty u sąsiadki
po cowieczornej modlitwie przy krzyżu
rozpłaszczyła się na chodnikowych płytach
jakimś cudownym zbiegiem okoliczności
nie pogruchotałam ani jednej kosteczki
w misce niosłam chleb nasączony tłuszczem
resztki skrzydełek kurczaka poleciały wysoko
jedynie żebra z prawej strony odrobinę bolą
poobijana na czworaka wróciłam do domu
synu bóg nade mną czuwał nie śmiej się
wszystko co dobre od niego pochodzi pamiętaj
z pewnością nie on mnie przewrócił na beton
Ilość odsłon: 903
Komentarze
Mister D.
wrzesień 01, 2020 13:13
Dobre.
Konto usunięte
lipiec 17, 2020 16:28
Bardzo na czasie. I nic więcej. A to już coś, bez względu na to, co głoszą portalove wieszcze.
imre
lipiec 17, 2020 13:45
Mnie się podoba ten zabieg z dwuosobową narracją. Ogólnie spodobał mi się ten tekst.
Pozdrawiam
Stanisław Kwiatkowski
lipiec 17, 2020 10:13
Nie rozumiem zarzutu dotyczącego kursywy? A co to? Jest jakiś szablon pisania wierszy, który mówi, że nie można jej stosować od połowy tekstu? :)
Co to znaczy "mielibyśmy zgryz"?
Ze zgryzem, to do dentysty :)
Joanna-d-m
lipiec 16, 2020 21:31
Szczęście w nieszczęściu
Pozdrawiam
Leszek.J
lipiec 16, 2020 21:13
Wypadek bez świadków, musimy wierzyć na słowo
Pozdrawiam
x l a x
lipiec 16, 2020 20:10
Jest przekaz i ironia, z którą się zgodzę. Jednak robisz dziwną voltę, bo zaczynasz jako narrator, a od połowy to już PLka. Gdyby nie kursywa, to mielibyśmy zgryz.