Sąsiadka Mościckiego
Dziennik wariatki
Jeden z wielu dni
Małgosiu najukochańsza. Jest remisja. Może kiedyś zostanę asystentem zdrowienia, kto wie...
Zamierzam od jutra nie brać jednego dodatkowego leku przeciwlękowego. Lek ten został włączony, bo bałam się koleżanki Beaty. Strasznie mnie blokowała jej osoba. Ale widzę, że ostatnio bardzo się zmieniłam, Beata chyba trochę, albo moje oczy widzą ją w lepszym świetle, być może. Pamiętaj, zawsze zaczynamy od siebie.
Ale coś Ci napiszę w sekrecie.
Gdy mój syn miał kilka miesięcy, spacerowałam z nim w wózku po wsi. Zobaczyłam Kasię z GOPSu. Robiła coś w ogródku i jej, właśnie wtedy, prawie osiemnaście lat temu jesienią, powiedziałam:
- Kasia, ty zostaniesz kierowniczką GOPSu. Wczoraj jadę z Kasią do pracy: ona do GOPSu, gdzie dalej pracuje, i mówi mi, że od grudnia będzie tam kierowniczką. Pięknie się ta Kasia rozwija. Ma cudownego męża, piękny dom, dwoje dzieci i kariera zawodowa dochodzi. Super. Zawsze w nią wierzyłam. Zdolna i pracowita.
Trzy tygodnie temu byłam z Tomaszem i z jego tatą w pobliskim miasteczku na koncercie organowym w kościele, o którym Ci mówiłam.
I mówię potem do Tomasza, że martwię się o jego tatę. Małgosiu on jest dwa razy grubszy ode mnie, a ja znowu, jak wiesz, za mało nie ważę! Powiedziałam, żeby uważał z jedzeniem mięsa i tłuszczy. A Tomasz się uśmiechnął i powiedział, że tata właśnie bardzo lubi mięso w dodatku tłuste, ale też inne tłuszcze.
Wczoraj dzwonię do Tomasza i się dowiaduję, że Jego Tata miał drugi w życiu udar i leży w szpitalu.
Ale uwaga! Tomasz to optymista i z takimi do mnie słowami:
- No ktoś koło mnie kiedyś chodził, to teraz ja będę chodzić.
Pesymista by powiedział:
Udar! Jak ja sobie poradzę?! Będzie ciężko i w ogóle tragedia!
Tata Tomasza podobno trochę mówi, leci na kroplówkach. Nie jest za wesoło.
Wracając do asystenta zdrowienia. Wiem już o co chodzi.
Kilka rzeczy. Po pierwsze trzeba być samemu po kryzysie psychicznym. Po drugie przejść psychoterapię. Po trzecie zrobić półroczny kurs. Po czwarte odbyć 240 godzin stażu. Marzy mi się taka praca. Warunkiem podstawowym jest mieszkanie w mieście, co w moim przypadku do realnych rzeczy nie należy, ale kto tam wie, co będzie. Póki co, dużo mi dają listy do Ciebie... To taki mój intymny dziennik. Ty wiesz, że Cię kocham. I Ty mnie. Nie dasz nikomu mnie skrzywdzić, a ja robię się coraz silniejsza.
Ostatnio słucham wykładów dr psychologii i psychoterapeutki Pani Ewy Woydyłło- Osiatyńskiej. Super babka, mimo że dobiega dziewięćdziesiątki, wygląda jak dziewczę i jaka dusza!
Super pozytywnie nastawiona do życia.
Dziś powiedziała, że najważniejszy nie jest młodzieńczy wygląd, ale najważniejszy jest młody charakter. Co łatwiej utrzymać Małgosiu? Twarz bez zmarszczek, czy łatwiej wyrzeźbić w sobie i umacniać silne strony?
Jestem maksymalnie pozytywnie nastawiona do życia.
Chodzę do pracy, jak tylko mogę na piechotę- pięć kilometrów w jedną stronę. Kilka razy w tygodniu rozciąganie po piętnaście minut z Olą Żelazo na You Tube.
Pełna jestem endorfin, którymi pół Twojej wioski oprócz mojej mogłabym obdzielić. Boję się, że to mania, ale siostra powiedziała ostatnio : "Żeby ta moja "mania" trwała do końca życia."
Uściski
Twoja wierna
Kochana moja przyjaciółko. Wczoraj przyjechał eks. Poczęstowałam go pyszną grochówką, schabowym z ziemniakami i buraczkami. Przywiózł mnóstwo sztućców, talerzy, w tym jeden po babci.
Dodatkowo od siostry swojej, Gosi, przekazał piękną pościel. No, no... Ameryka! Mordka mi się uśmiecha, jak tylko pomyślę o tej pościeli. Takie kolory, że tylko przed jesienią wypadają blado i sztucznie.
Jesień jest żywa. Świszczy, szumi wiatr w konarach - darmowe pod niebem koncerty. Liście można kopnąć czubkiem buta. Strącone wiatrem i podniesione orzechy nadają się do jedzenia, w lasach zaś darmowe SPA plus horrory bez biletów w postaci kleszczy, olbrzymich mrówek. W sadach jabłka czerwone, żywe jak czerwień ust, z nutą, którą tworzą poszczególne ugryzienia.
Bardzo podoba mi się ta pościel: z łabędziami, w róże, księżyce, słońca, w plaże, pasma pól. Raj dla oczu i duszy.
Siostra eks- Gosia, pracowała u bogatych ludzi w Wołominie i wtedy tak dużo tego wszystkiego od nich otrzymała.
Byłemu dałam do domu słoik litrowy grochówy i sałatkę jarzynową. Chyba się domyślasz Małgosiu, że było miło.
Przebaczenie...
Mówi o nim Ewa Woydyłło Osiatyńska, to podobno brak gniewu i żalu.
Myślę dziś o eks...
Pierwsza żona oskubała go z majątku; o ostatnią wiertarkę się wykłócała, ale to drugiej żonie, czyli mi, ofiarował resztę jaką posiadał. Od serca dał i to jest bardzo miłe.
Napisałam jeszcze Małgosiu kilka listów wdzięczności.
-
Dziękuję panu P. za wszystko. Za to, że uwielbia Bacha, że dzięki niemu odkryłam swoją wewnętrzną przyjaciółkę, chyba za to najbardziej mu dziękuję.
Jak on to zrobił? Nie wiem... Być może Jego wymowne milczenie to sprawiło, może dystans albo, że zawsze mimo licznych krytycznych słów traktował mnie jednak z szacunkiem. Nigdy nie przekroczył bariery, granicy intymności.
Małgosiu, ale z tym krytycyzmem przesadzał. Pewnie w dzieciństwie czy nawet poźniej też był krytykowany. Może...
Więc dziękuję P. za to, że powiedział: "Praca stawia do pionu". Dziękuję mu bardzo, że pozwolił wykrzyczeć skargę na przodków. Dzięki niemu zaczęłam się oczyszczać z toksyn, którymi żywili mnie najbliżsi. Dziś Małgosiu staram się unikać toksycznych.
Panu Markowi jestem wdzięczna, bo powiedział, że lepiej używać do smażenia masła klarowanego, a do kawy dobrze jest dodać oleju kokosowego, który neutralizuje jej niekorzystne działanie na jelita. Dziękuję za jego poczucie humoru i inteligencję oraz dobre serce.
Dziękuję koleżance Iwonce za poradę, aby miód rozpuszczać w letniej wodzie, nie w herbacie. Za jej konfitury z borówek i słoiczek ogórków kiszonych, za jej realizm i wewnętrzną walkę.
Dziękuje bardzo Ani za książki, herbatkę własnej kompozycji - z lawendy, mięty, szałwi, ananasa, jabłek suszonych i innych dobrodziejstw. Kłaniam się Ani za jej uśmiech, pozytywne nastawienie do życia i ogrom sił, mimo że ma syna na wózku.
Dziękuję moim rodzicom, szlachetnym pracowitym i honorowym ludziom z poczuciem humoru. W tej gmatwaninie życiowej, w ich chorobie alkoholowej byli po prostu dobrymi ludźmi, co po wielu, wielu latach przyznaję.
Dziękuję koleżance Alicji, że interesuje się modą, za jej klasę dziękuję, i że czasem ma przebłyski, i próbuje zwalczać robactwo, które ją drąży. Wiem... To nie takie proste, bo robactwo też mnie czasem męczy.
Dziękuję Eli za książki i za to, że nauczyła mnie panierować mięso w ziołach.
I wreszcie mojemu byłemu mężowi dziękuję za syna
Dziękuję, dziękuję Wszystkim za masę dobroci. Dziękuje nawet tym, którzy mnie kiedyś skrzywdzili, wykorzystali.
Bardzo
bardzo
bardzo
bardzo.
I na koniec:
Dziękuję Ci ciało za to, że jesteś. Dziękuję Wam pomalowane na ciemny róż paznokcie, które wreszcie zaakceptowałam takimi jakie są, po latach nerwowego obgryzania. Dziękuję Ci ciało za to, że mam ładne usta, które często ostatnio się uśmiechają. Dziękuję Wam usta, że się otworzycie przed moją miłą i fajną koleżanką, która jutro ma mnie odwiedzić. Dziękuję oczom gdyż dzięki nim zobaczę miłą, a przez to piękną koleżankę. Zobaczę kolorowy bluszcz za oknem, zaspanego syna. Dziękuję.
I dziekuję Ci ciało, że coraz szybciej rozpoznajesz toksycznych i odwracasz się do nich plecami, a częściej zerkasz w stronę uśmiechniętych, nienarzekających i pozytywnie nakręconych.
***
3.
Bliżej Wszystkich Świętych
Kochana i najmilsza Małgosiu. Oczywiście wiesz że - jak Ci kiedyś wspominałam - mój syn pewnego dnia powiedział, widząc mnie z tomikiem w dłoni:
- Znowu czytasz tych psychicznych?
Czyżby miał rację?
Małgosiu od kilku dni czytam wiersze Haliny Poświatowskiej. I co? Jęczy, tragizuje, męczy ją życie i życie, i śmierć na równi.
Małgosiu! Nie mogę, nie mogę chyba już czytać poezji. Rzygam nią! Nie wiem... Może teraz na tym etapie życia, który przeżywam, potrzebne są mi książki psychologiczne, wspierające rozwój nie tylko w teorii, nie wiem. Już nawet myślę, że romanse chyba bardziej mnie odprężają niż te utyskiwania na życie Poświatowskiej.
Małgosiu... Poetka Poświatowska podobna jest trochę z charakteru do św. Tereski od dzieciątka Jezus. Czytałam tej ostatniej "Dzieje duszy". Znerwicowana osobowość, słaba i chwiejna emocjonalnie, straszna panikara. Wiem, że święci pływają jak ryby w wodzie w tych słabościach swoich. Ostatecznie "moc w słabościach się doskonali", ale nie przesadzajmy z byciem ofiarą. Myślę, że dziś św. Tereska nadawałaby się jako pacjentka do szpitala psychiatrycznego.
Albo ten cały św. Jan od Krzyża...Pięknie pisał o miłości, w ogóle cenne tworzył dzieła, dużo pracował fizycznie w zakonie, ale wiadomo jaki on naprawdę był na co dzień?! Weźmy Freuda - też geniusz. Znany na całym świecie, a dla rodziny, szczególnie dzieci, wcale ten pan doktor dobry nie był.
W ogóle święci to wszyscy moim zdaniem jacyś dziwni. Nawet weźmy Faustynę Kowalską od Miłosierdzia Bożego. Tylko proszę Cię, niech to zostanie między nami, myślę że ona cierpiała na schizofrenię, a że widziała Jezusa czy też słyszała, to zwykłe urojenia i omamy towarzyszące tej jednostce chorobowej. Ogólnie psychoza na tle religijnym, uważam, jest najgorszą ze wszystkich psychoz. Znam to z autopsji, sama przechodziłam. I tacy chorzy robią sobie krzywdę i innym. Zresztą we wszystkim należy zachować umiar, nawet z religią, bo inkwizycja na pewno była, były i są wojny religijne, nienawiść, mordy i inne chore destrukcyjne uczynki.
Póki co, wracając do poezji, nie daje mi wytchnienia. A może ja wracam do normalności? Czy będę jeszcze normalna kiedykolwiek? Któż to może wiedzieć...
Czarny świat w głowach tych poetów, a poetka cygańska - Papusza, moja kochana Papusza przecież mówiła: " Nie przyszłam do was po wasze pieniążki.
Przychodzę, byście wszystkich przyjąć chcieli,
żebyście czarnej nocy nie czynili,
w biały dzień".
Papusza...kobieta bez wykształcenia, jak ja, która też miała problemy, była po przejściach, znała smak biedy. To taki P. z tytułem doktora filozofii przy niej wymięka. Niech się schowa, choćby nawet miał tytuł profesora.
Za dwa dni pójdę na cmentarz do przodków. Odwiedzę też grób cioci Agnieszki - kochanej, dobrej kobiety, która w dzieciństwie nieraz mnie ratowała przed głodem i chłodem. Ale o niej w innym liście, skarbie.
Dziś pewien znajomy mi napisał:
- Agnieszko, jakbyś wróciła z dalekiej podróży do siebie.
Odpisałam:
- Gdybym miała inny dom, może byłabym kimś innym, nie pisałabym, nie uciekała w fantazje. Dziś jestem wyjątkowa. Jestem różą, która zakwitła czerwienią w słońcu. Ja tylko dzielę się sercem.
Buziaczki kochana.
Twoja wierna:
A.
Ilość odsłon: 86
Komentarze
Sąsiadka Mościckiego
grudzień 08, 2024 20:12
Ojć... żeby tylko takie :)
Dagny
grudzień 08, 2024 20:08
…błąd koniugacji.pozdr.
Sąsiadka Mościckiego
grudzień 08, 2024 19:57
Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem Twoje słowa...
Dagny
grudzień 08, 2024 19:42
…z jedzeniem mięsa i tłuszczów.