Sąsiadka Mościckiego
Dziennik wariatki - moje wewnętrzne "ja".
Małgosiu...Teraz tak bardzo łapię życie, wręcz zachłystuję się nim, jak ciepłym powietrzem. Chcę, pragnę się najeść łapczywie, najeść chwilami, ponieważ niektórzy mi zabrali co tylko się dało. Zamulali mózg przez brak empatii i inne. Wbijali noże w ciało. Podważali moje poczucie wartości, bo sami gówno byli warci.
Cieszę się ogromnie z tego co mam.
Jak pisałam Ci jestem hedonistką. Mój ogród ma różne kolory. Najlepiej podoba mi się w nim wiosną, jesienią i zimą.
Ale czasem przez mój hedonizm tracę inne ważne elementy, jak drzewko traci liście, gdy wiatr mocniej powieje. Drzewko lubi swoje listki, ale też kocha wiatr który je trąca, wywołując muzykę przypominającą plusk fali.
Nie da się wszystkiego posłuchać ani wszystkiego przeczytać. I to są mankamenty mojego hedonizmu, bo czasem chciałabym i to, i to. Wszystko jest takie piękne kochana, no może niemal wszystko, aż nie wiem co z tego wybrać...
Wiesz co? Jesteś wspaniałą babeczką. Upijasz się chwilami. Nasiąkasz aromatycznym ponczem pozytywnych myśli. Kusisz optymizmem w kształcie wisienki. Jak się cieszę skarbie, że Cię odnalazłam. Byle nie zgubić. Żeby tylko dbać o ciebie serce Ty moje, słońce Ty moje.
Jesteś bezcenna.
Także tak... Małgosiu. Kwitnie moja miłość:)
Ty wiesz kogo bardzo lubię i cenię. :)
Ale w tym wszystkim, nie posądź mnie proszę o egoizm, moja wewnętrzne "ja" jest najważniejsze :)
Jak człowiek który siebie nie kocha może pokochać drugiego?
Ale zobacz jaka jestem dzielna :) tylu toksycznych i świrów na mojej drodze, a ja kwitnę niczym jabłoń na wiosnę. Chcieli zabić moje wewnętrzne dziecko. Zamulali umysł swoją małostkowością, a tu proszę. Nie poddałam się. Walczyłam i walczę niczym lwica z pazurami:)
Szkoda tylko, że kolega z Radomia objawił się od tej najgorszej strony i wykorzystał moje życie do swojego opowiadania. No cóż... czego się nie robi dla sławyyyyy. Nawet przyjaciół można zdradzić ech...
Ja też święta nie jestem. Ciągle coś w sobie znajduje do poprawy. Czasem dopada mnie nuta słabości i jakiegoś mojego wyczuwalnego fałszu, na który jestem mocno wrażliwa i wyczulona. Nienawidzę fałszywców. Uśmiecha się taki, a gdy tylko się odwrócisz, przybiera wstrętną, pełną obrzydzenia minę potem jeszcze za kilka godzin pójdzie do "kosciólka".
Nie cierpię.
Mowa niewerbalna ma dla mnie bardzo duże znaczenie. To gestykulacja, dykcja barwa głosu, spojrzenie, uśmiech czy jego brak. Ekspresja ciała więcej mi mówi niż same słowa.
Byłam wczoraj u starej dobrej krawcowej we wiosce mojej. Naprawiła mi rękaw w pięknej wrzosowej bluzce, którą nabyłam w ciucholandzie.
Nieco toksyczna kobieta. Była żona alkoholika. Nic tylko praca i praca.
"Ciągle codziennie tych złych mam przed oczami. Przejeżdżają przed oknem " - żaliła się.
- Ale kochana pani Izuniu przecież pani nie mieszka z nimi. Niech pani ręką machnie i robi swoje w domku. Niech sobie jeżdżą maja prawo. - podpowiadałam.
Powiedziałam jej, że praca fizyczna to nie to samo co sport: spacery basen rower czy biegi. A ona nadal swoje, że "trenuje" w ogródku i w domu. Pomyślałam o jej stawach, spojrzałam na jej nogi i już nic dalej nie mówiłam.
Dostała ode mnie ptasie mleczko i tofifee.
Wczoraj spokojny dzień.
***
Kim dziś jestem?
Nie ma już tablicy tylko z czarnymi maziajami, z czarnym wirem. Doszły rumieńce i inne kolor, jak moje pomadki, dzięki którym jestem sobą.
Nie ma już dziewczynki z krzywymi nóżkami, pod której postacią się ukryłam przed światem, przed niektórymi mężczyznami, toksycznymi ludźmi.
Nie ma dziecka w lepiącym się białym beciku, na którym przysiadła mucha.
Nie chcę nikogo przyciągać, pragnę zachować swoję oryginalność i indywidualność.
Wystarczy mi sweter z ciucholandu, nie potrzebuję różowego sweterka od Armaniego.
Unikam toksycznych. Wiem, nie ma ideałów. To wszystko nie jest i nie będzie proste.
W moim domu i za ogrodzeniem dużo ślicznych twarzy, serc szlachetnych. Ktoś zarzucić mi może, że nie mam w ogrodzie kwiatów, jakie miały babcia Maria i moja mama. To te szlachetne serca są moimi kwiatami. Kwitną niezależnie od pory roku: mijamy się, witamy albo żegnamy.
Muszę walczyć każdego dnia ze sobą: moimi ułomnościami, zmieniać siebie na lepsze.
Czasem chodzę na szczudłach, na których się chwieję, ale idę powoli i wołam razem z poetką Janiną Katz: "jakie ja miałam życie! jakie doświadczenia!" *
* Cytat z wiersza Janiny Katz "Moja duchowa biografia" z tomu "Powrót do jabłek"
***
Po wielu, wielu latach odkryłam wewnętrzną przyjaciółkę. Uśmiecham się do niej z błyszczącymi oczami.
Obciążona od ponad czterdziestu lat syndromem DDA.
Ja klasa druga z drugim stopniem niepełnosprawności.
Ja niczym wielbłąd z garbem doświadczeń,
ciężkim bagażem.
Ja uśmiechnięta.
Ja miłosierna i łaskawa.
I z diabłem za skórą
Bez względu na religię jak i ją
uwzględniając,
ślubuję Ci moja kochana Przyjaciółko:
Miłość Wierność - aż do śmierci.
Amen.
POPAPRAŃCY
Małgosiu wczoraj zrobiłam sobie prezent na moje poniedziałkowe urodziny.:)
Przyszedł "Dziennik" Anne Frank pełna wersja. Myślę, że Anne mi pomoże.
Póki co wydalam z siebie jeszcze toksyny, rzygam jadami, którymi jak gabkę nasączono.
Anne miała kilkanaście lat, gdy zaczęła przechodzić traumę.
Dziś przypomniał mi się mój wiersz. Co robilam gdy mialam dwanaście może czternaście lat jak Anne? Jak mnie potraktowano? Małgosiu... całe moje życie to jakiś koszmar!
Wiersz mój z mojego tomiku pt.:"Przyjęłam leki", fragment:
"i pomyślałam
o kilkunastoletniej bezbronnej dziewczynce
której sutki szczypał lekarz
podczas usg jamy brzusznej (...)"
:(((((
Boli mnie bardzo, gdy o tym myślę, kochana.
Byłam przecież bezbronnym dzieckiem!
Myślę jeszcze o koledze z Radomia. Serce boli, bo to wielka żałość stracić przyjaciela. Wykorzystał mnie niestety, wyciągnął informacje, opisał moje życie z detalami i upublicznił. Dobrze, że go sądem postraszyłam, bo by tego nie usunął. Czytał mi wcześniej jakiś fragment przez telefon. Prosiłam by tego nie publikował, ale jak przeczytałam na portalu szczegóły z mojego życia, to mnie zamurowało.
Ta znajomość trwała ponad cztery lata.
Z Edem przyjaźniłam się ponad dwadzieścia lat.
No, ale kolega z Radomia to nie Edo. Nigdy nim nie będzie i nie był.
Mam niestety szczęście do świrów...
Małgosiu. Chcę Ci coś wyznać jeśli chodzi o mojego radomskiego kolegę.
Może nie powinnam, bo co mnie to obchodzi. On od paru miesięcy jest na bezrobociu.
Dzwoniłam do niego przed tą jego publikacją nieszczęsną. Zaczął się jąkać. A ja spytałam: - Coś ty napisał?!
A on do mnie tak:
- To ona mi kazała tak napisać.
Zbaraniałam i pomyślałam: "jaka ona"???
I szybko odłożyłam słuchawkę z przerażeniem.
Nastepny świr kochana. Myślę że podobnie, jak schizofrenik z Tarnobrzegu, może być niebezpieczny.
Z niektórymi wariatami nieleczonymi jest jak z workiem foliowym tańczącymi na wietrze. Gdy dzieli was szyba zza której go obserwujesz, wszystko wygląda pięknie. Pląsa taki worek, pląsa niczym piórko na wietrze. Ale gdy wyjdziesz na dwór i zerwie się silny wiatr, taki worek może cię chlastnąć w twarz, a nawet w same oczy. Tak jest z niektórymi wariatami, którzy się nie leczą, złe leczenie przechodzą, albo słabo nad sobą pracują.
Ja też kiedyś chyba słabo nad sobą pracowałam, nie mówiąc o źle dopasowanych lekach. Gdybym być może więcej pracy włożyła w siebie, więcej skupienia nie spotkałabym na drodze tego syfu, patologii, chorych frustratów.
Następny to wariat schizofrenik z Tarnobrzegu. Upublicznił moje dane na fejsbuku i szantażował, że stracę pracę. Nie będę o nim długo pisać, też ma chyba "dobre" serce, pisze piękne wiersze, ale co zrobił, to się w pale nie mieści. Być może źle leczony.
Był też świr z Warszawy, który szalał w 2019 u mnie w domu. Też go miałam za przyjaciela, hmmm. Poznaliśmy się w szpitalu w 2011 roku w Warszawie. Przyjeżdżał do mnie zwykle na tydzień latem, gdy eks już z nami nie mieszkał. Dokładał się wtedy do jedzenia, prądu i wody. itp., a ja robiłam pyszne żarełko, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmy bez żadnych podtekstów. Cierpiał na priapizm. Ale w 2019 coś mu odbiło i debil rzucił psychotropy, które podobno "źle" działały na erekcję i pokazał prawdziwą twarz.
Kazał mi niestety za wszystko zapłacić:
Dupą!
Tak. Tak...
No cóż... Smutne to...
Przyjechała policja, bo po prostu się bałam, był bardzo agresywny. Mówiłam żeby wracał do swojego domu. Rzucał książkami po podwórku, biegał. Bałam się, że w ogóle nie pojedzie.
Rozmawiałam później z jego mamą. Wyrzucił z ósmego piętra, już u siebie w mieszkaniu worek z zaprawą murarską czy coś takiego. Na szczęście ucierpiał tylko jakiś samochód, bo jakby ten beton spadł komuś na głowę, to to to... nie wiem, co by było.
No i kolega z Radomia, którego jak Ci pisałam, poznałam, gdy wybuchła pandemia. Rok dwa tysiące dwudziesty.
Masakra z tymi świrami.
Uśmiecham się do Ciebie kochana Małgosiu z solidną nutą goryczy, bo gorzkie to wszystko powyżej. Gorzkie.
Napisałam Ci fragment mojego wiersza z tomu mojego "Przyjęłam leki". Dziś już nie dam byle chujowi szczypać moje sutki. A jeśli coś podobnego mnie spotka, to nie ja jestem, byłam winna.
I przestaję wymawiać kościelną formułkę: "moja wina moja wina moja bardzo wielka wina".
Żadna kurwa wina! Tym bardziej moja. Żaden wstyd założyć krótką spódnicę, żaden wstyd ubrać się
tak, by dobrze się czuć ze sobą.
Twoja wierna
A
PS Małgosiu z tego pisania powyżej można by zrobić groteskę pt.:"Koledzy i świr z ośmiopiętrowym workiem cementu". Ma się to szczęście do czubków, co?
Sadzili się, sadzili, sieci na mnie na koniec rzucali, a i tak się nie poddałam, i chuj. Jestem szcześliwa.
A gorycz? Nie ma w życiu samych słodkich chwil.
Kisski
MĘŻCZYŹNI - GŁOSY.
Wiesz Małgosiu dlaczego lgną do mnie popaprańcy życiowi?
Bo mam dobre serce, jestem szczera, inteligentna niegłupia, niebrzydula, biedna, a jak wiesz dla niektórych kasa to priorytet.
Skurwysyny!
I oto kilka cytatów niektórych mężczyzn, których spotkałam na życiowej drodze. Jedne chwalebne, inne mniej chwalebne.
MÓJ NAUCZYCIEL Z TECHNIKUM:
"Wiesz Agnieszka jesteś prawdziwą kobietą: odważną romantyczną wrażliwą. I taka powinna być prawdziwa kobieta. I taką bądź".
ZNAJOMY: "Widzę Agnieszka że jesteś szczera. Muszę ci coś wyznać. Za miesiąc się żenię, ale chciałbym mieć kochankę. Wynająłbym mieszkanie na Grzybowskiej. A co Ty na to, żebyśmy się pobawili w trójkąt ty i mój kolega?
EDO: "Kobiety to nawet kwiatkiem uderzyć nie wypada. Słoneczko ja nie mam siły do twojej siostry. Nie mam siły, to nie na moje nerwy".
ZNAJOMY POETA: "Nie pracujesz? Nie masz kasy? Noooo już ja bym Ci pokazał! Oj tylko byś w moje ręce trafiła zerżnąłbym, że do końca życia byś zapamiętała!"
CZŁOWIEK nr 1: "Wierzę w panią"
CZŁOWIEK nr 2: "Tak Pani Agnieszko, proszę pisać. Coraz lepiej to Pani wychodzi. Naprawdę. Jest soczyście.
CZŁOWIEK nr 3: " Jesteś brzydka"
CZŁOWIEK nr 4: "Ciekawą masz przecież biografię. Studiowałaś, byłaś trochę w świecie.
Takie głosy. Męskie.
A teraz konfrontacja z ojcem.
Pytanie do samej siebie, Małgosiu:
Co ojciec miłego mi powiedział????
Odpowiadam dziś : Nie pamiętam. Tak jakby nic miłego mi nie powiedział...
Czy zapamiętałam w ogóle coś, jeśli chodzi o tatę?
Tak. Czarujący uśmiech do mnie. Ostatni, tuż przed jego śmiercią.
Ilość odsłon: 57
Komentarze
Sąsiadka Mościckiego
grudzień 09, 2024 20:05
Poszerzyłam odcinek o rozdział "Popaprańcy". Zapraszam :)
Sąsiadka Mościckiego
grudzień 09, 2024 14:55
Kliknęłam coś niechcący i stąd te czarne literki na początku. Myśle ze aż tak bardzo nie przeszkadzają.