Mister D.
Drzewo utracone
Czym jest śmiech przez łzy? Otóż było ich trzech, w każdym z nich inna krew i różny poziom alkoholu w niej. A pod sklepem się spotkali, i dyskutować zaczęli z ożywieniem, ostentacyjnie prężąc klaty i przekraczając wzajemnie granice dystansu jakie powinien, dla komfortowej wymiany opinii, zachować człowiek w rozmowie z drugim, czyli - tak mniej więcej "na wyciągnięcie ręki", otwartej bądź zamkniętej. Zatem pode sklepem zaistniał "problem trzech ciał", każde z nich coś uważało, jakieś racje miało - "to ja tu jestem", "no chodź" itd. W końcu z ust padło - "to chodź, niegodziwcze ze mną między bloki, gdzie sokole za dnia i sowie nocą oczy kamer nas nie dojrzą". Zdawało mi się, że ten co "był tu najbardziej", mniejszy i bardziej pijańszy od tego, co rzekomo "był tu najmniej", próbował w obliczu pójścia między bloki, odstawiać jeszcze kogucio-lwi taniec, aby odwlec tę chwilę i strategicznie grać na zwłokę, ale... honor to honor, a wizerunek na dzielni rzecz najcenniejsza, więc poszedł, nawet kurtkę zdjął, korzystając z dobrodziejstw globalnego ocieplenia. Zniknęli mi z oczu, a o ich obecności zaświadczały głosy dobiegające z kierunku, w którym odeszli, za nic mając przepisy ruchu drogowego. Po chwili znów ujrzałem - już tylko dwóch, jeden, ten najbardziej skory do pokojowych rozwiązań, szedł środkiem jezdni z napojem w ręce prawej. Drugi, ten co "był tu najbardziej" siedział na koszu na śmieci i bardzo był chwiejny, czy to przez ilość spożytego soku, czy przez to, że między blokami taką wyrwał tubę, czy zwyczajnie adrenalina mu zeszła, a być może wszystkie te czynniki wchodzą w rachubę. Dość powiedzieć, że siedział na tym koszu, kiwał się wprzód i w tył, próbując wydostać się z pojemnika na śmieci, w którym zaklinował pośladki, a piwo w dłoni miał i go nie wypuszczał. Na koniec wyszedł, przekroczył jezdnię i dokądś się udać zamierzał, stanowiąc trafną metaforę żywota ludzkiego, że czasem trzeba zrobić trzy kroki w tył, aby wykonać jeden krok do przodu, potem zatoczyć koło, aby na koniec wybrać najbliższą między blokami ławkę, by odpocząć i oddać refleksji przed podróżą w nieznane. I to był kolejny odcinek z serii "Życie jak spacerniak" pod tytułem "Święta, święta i po świętach, chociaż dopiero wigilia a do pierwszej gwiazdki daleko, za to z butelek duch mędrców trzech już uwolniony". W końcu pojawił się ten trzeci, największy i najtrzeźwiejszy, i rozglądał się za czymś lub za kimś, ale tylko piwo nabył i poszedł. Ciąg dalszy na pewno nastąpi. Wesołych świąt, można płakać, można się śmiać, można jedno i drugie, nawet pokochać można. A ja pod choinkę poproszę to utracone drzewo, co to przed oknem balkonowym mi rosło, zakwitało kojącą ścianą zieleni wiosną, przestrzenną strukturą gałęzi i liści, w której przystanek miały sowy i inne ptactwo. Drzewo utracone, dziś świat widząc w całej ozdobie, co widzę - opisuję, bo tęsknię po tobie.
Ilość odsłon: 83
Komentarze
Mister D.
grudzień 24, 2024 17:21
Dzięki i nawzajem!
wokka
grudzień 24, 2024 15:31
Samo życie,
najlepszego na święta mimo utraty drzewa)))))