Milo w likwidacji
Po cichu rozkładają się słowa
omijam epicentrum wydarzeń. nie smakuję językiem tłumu.
oddycham głębiej, a na kubkach smakowych powoli osiadają maliny.
bez grama szkodliwej między nami chemii byłyby kwaśne.
ich delikatne okrągłości powoli rzuciłyby mnie na mieliznę.
ot, spotkanie pokoleń bez nadmiaru uczuć. po to,
by nadać sens co poniektórym przykazaniom
obeszliśmy wszystkie kąty, wytarzaliśmy się
po dywanach zbyt drogich, by po nich tylko chodzić.
na obczyźnie do ogrodu pokus wchodzi się często.
od tyłu i zdumiewająco łatwo.
ona zdumiona tym, co zaszło bierze prysznic.
na wilgotne ciało nakłada ubranie i zbiega do taksówki.
makijaż i racjonalne tłumaczenia są teraz zbędne.
nie chce mi się palić.
mogę tylko cofnąć wskazówki zegara i raz jeszcze
wyjść z psem na spacer, by odetchnąć morskim powietrzem.
wybrać drogę naokoło.
ze smakiem landrynek na końcu języka
nie mam zastrzeżeń, co do podróży z biletem w jedną stronę.
wątpliwości złożę na karb bagażu doświadczeń. później.
Komentarze
grzybowa
czerwiec 22, 2017 18:02
ostatnia spoko
dwu pierwszych nie zasmakowałam, bo mają taki komentatorski ton
Nikolas
czerwiec 22, 2017 15:56
Początek w stylu pamiętnikarskim, nic nowego nie wnosi do literatury, oklepane motywy, 3 strofa rokuje, coś świeżego się tam pojawia, mam na myśli poszczególne wersy. Rozumiem, że wiersz o chęci wyjścia na spacer z psem i gorzkim życiu, niezbyt twórcze, ale 3 fajna.
Konto usunięte
czerwiec 22, 2017 13:52
Przyciężkawy tekst i być może parę słów za dużo, ale mi to nie przeszkadza. A dobra - kupuję!
David przez fau
czerwiec 22, 2017 13:09
...się czytało
Ale __ i'll be back :)