Janusz.W
Sny
po wyglądzie bezdomny wyciąga rękę
dostaję na wino gałęzie w parku gestykulując
informują którędy na miejscówkę
ławka uścielana liśćmi przytula się do skóry
i oczy mętne jak sadzawka czekające na postać
kobiety przeciętnej
zawsze patrzącej w stronę północy
ukradkiem obserwując dwa łabędzie
fioletowo granatowe okulary odbijały promienie
odchodzi z grymasem na twarzy imitując uśmiech
pod nogami zaplątany cień jak ostatnie spojrzenie
próbując przekazać( jeszcze się zobaczymy)
w bezradności jednym gestem (życzę powodzenia )
znów uciekam przed samym sobą
i wypalonym Ja jak trawa na wiosnę
błądzę między sercem a umysłem
asymilacja we śnie to barbarzyństwo
Ilość odsłon: 2806
Komentarze
Krzysztof
lipiec 07, 2017 19:58
Wiesz Janusz jaki jest twój problem w pisaniu? ano taki że nie potrafisz się trzymać jednego konkretnego tematu jaki podejmujesz w danym wierszu, coś rozpoczniesz i zamiast iść tą prostą drogą asfaltową to zbaczasz w jakieś nieznane ścieżki porośnięte trawą i krzaczorami, gdzie dziki, sarny i jelenie kopulują się na całego, ale przez te właśnie dzikie ścieżki twoje wiersze są mało spójne, rozbiegane, nie ma w nich treści która by zainteresowała, za dużo tu mgły, tej niewyrazistości, tego tła, które jest właśnie na tych ścieżkach gdzie kopulują się zające, pisząc dany wiersz idź autostradą i omijaj te przeklęte ścieżki! pozdr