Marcin Legenza
Coś o czymś czego pilnuję
Siedzę trwoniąc się i zarazem pilnuję.
Tylko nie wiem jeszcze dla kogo,
Bo raczej nie dla tych budowlańców,
Którzy obmalowują farbą na szaro
Ściany budynku i bordowe rynny.
Okazjonalnie wlewam wodę w ziemie,
Czystą jak embrion, niebieski ocean.
Ziemia korzeni wydaje się być echem.
Robię to machinalnie i skrupulatnie.
Po północy nie będę nikogo z was
Słuchał, waszych poleceń i uwag.
Nie męskich, nie siłowych ortodoksji,
Nawet jak mały chłopiec niczym
Nie skażony, nie toksyczny, bez krzywdy,
Nienauczony nienawiści i propagandy,
Który nie kala tego czego chciałbym.
Zdarza się, że jak u dobrego reżysera
Patrzę na krople wody wpadające
Do środka kubka w moim zlewie,
Albo na fragment brudnego dywanu...
Jest to nostalgiczne, naiwne, wiem.
Sam będąc niewyreżyserowanym...
Czuwam tak, od czasu do czasu pisząc
O cudzych zauważonych uczuciach
W kilku oswojonych ze mną zdaniach.
Czym dla niektórych z was jest życie?
Bo któreś z was zajmie moje miejsce.
Jedno życie sztuki, po drugim życiu...
Kontinuum przedmiotowości i ich
Następstwa, skutki to dzieła sztuki,
Ale co dzieła jak nie chcesz przeżyć,
Żyć jak chcesz, wypracowywać w trwodze
Zapisu tego co dostrzegasz, właśnie
Podobnie do obrazu filmowego,
Niezależnie, w zawieszeniu kadru
Na przedmiotach i na nas, naszym życiu...
W tych czy innych miejscach bruku ulic.
Komputery od komputerów, od mózgów
I ciał, i od telefonów i teleskopów,
Wszystko od wszystkiego, każdy od
Każdego kończąc utopistycznymi,
Futurystycznymi zależnościami,
Jakie są i mają być nieprzerwanie...
(Z każdą nadchodzącą gdzieś katastrofą).
Na boku kartonu na pastę do zębów
Widać miarę barw zębów i barwy
Komórek skóry, jakby było wszystko
Jedno za horyzontem... - nie wierzę
W twoje urojenia i marzenia i wyobrażenia
Kiedy mówisz o rasizmie, w te już
Zdezawuowane kłamstwa co do
Rzeczywistości materialnej i mnie.
- Nie, bo zostaniesz sam, jak już nie jestem sam...
Nie predestynuje przekazów ojców,
Którzy tak to innym wmawiali żarliwie.
Jednak wolę ten swój incypit poety,
Kalendarz roku dwutysięcznego
Osiemnastego, piach plaży, urwisko,
Idealizm, idee, kształty inchoatywne...
Bo zawsze jest czegoś początek w
Jasnościach barw bloków mieszkalnych,
Przeróżnych budowli z niczego...
Przynajmniej tak się komuś wydaję.
Jak mi to, by przekazać przedmiotowość poezji...
Której tak gorliwie pilnuję u siebie w domu.
Komentarze
Konto usunięte
lipiec 14, 2017 21:05
Paweł ma rację, co do czego*:)
nieskażony*
Niestety nie znalazłam w tym wierszu czegoś, co zatrzymałoby mnie na chwile przemyśleń.
Pozdrawiam:)
Mister D.
lipiec 14, 2017 20:43
Moim zdaniem tytuł jest niegramatyczny. "Co pilnuję"? Chyba raczej "czego pilnuję"? Czy się mylę? Bo tutaj już czytałem przedziwne konstrukcje gramatyczne, tak że sam już tracę pewność co do swojej znajomości polszczyzny...
Ronin
lipiec 14, 2017 20:17
Przegadany i nic tu dla mnie