Janusz.W
List
pochłaniając zmarzlinę ogrzewam styczniowe powietrze
chociaż nie przekaże Ci tego wyczuwam obecność
oblodzona huśtawka na drzewie przypomina chwile
dotykając palcami mrok, cichutko kocham Cię
nocą błądząc w umyśle zatracam się
resztkami zmysłów szukam śladów
próbuje ukryć pod skórą niezapomniany dotyk
codziennie wypalam po tobie ciszę
wiosną szybują drzewa jak ptaki ku chmurom
przed świtem zieleń zalewa szarugę
chmara wróbli na strychu rozdziela okruchy jutrzenki
jarzębina przed domem w słońcu prostuje gałęzie
z nadzieją szukam twojego domu
zatracając się rozkwita wiosenna paranoja
na wrzosowiskach bagnach nawołując
trafiam na charakterystyczny szept
latem powracam w myślach do przeszłości
do miejsca naszego rozstania ostatniej wspólnej mgły
odkrywając nowe miejsca stopami dotykam topielców
odpychając natarczywą śmierć
w konarach przytulam twarz,
kochasz wzrokiem przeszywasz w rozkoszy
w objęciach zimna nic już nieznaczącego bólu
zostawiając pod powiekami rozpacz akceptuję widma
odkrywając tajemnice ucieczki w inny wymiar
emigruje we łzach wraz z nocą
Komentarze
Lena Pelowska
lipiec 21, 2017 14:38
Hmm.. Nie jest to wiersz w mojej poetyce, mniej się odnajduję w takich szczegółowych i długich wersach, rozkładających wielomian na czynniki pierwsze, wg mnie można tu wiele słów usunąć. czyli jest "nadsłowie".
Jest trochę błędów,
chwilę zamiast chwile,
próbuje zamiast próbuję,
chmurą zamiast chmurom itd.
Nastrój jest ok, wiersz obrazowy, klimatyczny. Sporo do poprawy, ale jest w czym rzeźbić. Pozdrawiam serdecznie