Welles horse eats eggs
Awatar
Nagle krzyk. I opieszała myśl: uciekaj. Zwierzęcy instynkt w zwierzęcym ciele. Kiedyś było w nim coś więcej, teraz jest tylko workiem kości. Umęczony mózg maluje kolorowe plamy pod powiekami. Nie masz siły ich unieść. Kurtyna opadła, show must go to the end.
Szarpanie, bicie po twarzy, zimna woda, wanna. I głośno. Czemu tak głośno, daj mi, kurwa, spokój, ja chcę spać, zostaw mnie – chciałabyś wykrzyczeć mu to w twarz, temu obcemu od piętnastu lat, ale usta nie chcą się otworzyć. Reszta jest milczeniem. Czujesz zimno, znowu źle, wraca czucie. Nie chcę. Nie chcę! Nieee!
Nie krzycz. Sprawa przesądzona. Ktoś doniósł i oto Józef K. zostaje właśnie aresztowany. Widocznie miał swoje za uszami, ten K.
Koniec zabawy w chowanego. Już nikt cię nie uratuje, niebieski Jezus na do widzenia puszcza do ciebie oko i grozi palcem. Wyciągają cię, wywlekają i ciskają na podłogę jak brudną szmatę. Oddycha czy nie oddycha? Oddycha, ścierwo, jeszcze oddycha. Więc maska na twarz i jazda do hobbita.
Najpierw waterboarding. Wlewają ci w bebech hektolitry wody, rzygasz, napełniają cię znów po brzegi, a ty haftujesz aż do bólu migdałków, pierdolona ubecja. Potem zostawiają cię w spokoju sam na sam z wenflonem, glukozą i elektrolitami. Dziś nic już im więcej nie powiesz.
Jutro zaczyna się przesłuchanie: dlaczego, w jakim celu i po chuj. Chcą ci wywlec mózg przez nos, przez gardło. Potem związują cię jak wściekłego kundla. I jest tak, jakby wstyd miał cię przeżyć.Przerwa i zmiana taktyki. Oprawcy stają się mili, przekonują, obiecują, tacy cacy. I łamią cię, omamiają manną dobroci, której w życiu nie miałaś przecież za wiele. Historie z dzieciństwa potrafią nieźle popieprzyć życie. I zaufałaś im. Zgadzasz się na wszystko. Bo jak każda istota żywa chciałaś być dobrze traktowana.
I już cię wiozą, życzliwi jak sam diabeł, nawet kajdany zdjęte, pozory wolności.
Wiozą cię daleko, przez mroczny Fangorn, coś tu nie gra, w okropnie splątanych zwojach zapalają się czerwone lampki. Zaraz wywleką cię z kibitki i każą kopać własny grób. Nie, o nie. Ja już nie chcę, przysięgam, już więcej nie będę, żałuję za grzechy, i w ogóle sranie w banie.
A oni się śmieją, śmieją z ciebie, bo jesteś teraz tak śmieszna, taka zagubiona, taki psia. Pytasz: czemu bez procesu? Kto dał im prawo? Ty sama, mówią i śmieją się dalej – ty sama to sobie zrobiłaś i odebrałaś sobie wszystkie prawa. Teraz możemy z tobą zrobić, co chcemy. Nikt nam nie zabroni i nikt o ciebie nie zawalczy. Nie masz nikogo. Nawet siebie, psino. Nie masz nawet siebie.
Wyciągają nóż i dźgają cię kilka razy, tak dla zabawy. Płytkie nacięcia krwawią jak diabli. Rozmazują ci tę krew po twarzy i mówią, żeś teraz squaw, warczą i szczekają. Dla zabawy. Nie masz siły stać, więc leżysz, a oni oddają na ciebie mocz. Szydzą, paląc papierosy. Kiepują na twoich udach. Potem gwałcą. Dla zabawy. Wszystko dla zabawy. Krwawisz z odbytu, broczysz z dziur w ciele, zaschnięta na twarzy krew cuchnie jak gówno.
Wrzucają cię do bagażnika: kundlica pojedzie w budzie, nie będzie nam brudzić siedzeń gównem, krwią, spermą i rzygami.
W koku zabawa zaczyna się od nowa, zmieniają się tylko twarze oprawców. Ale wszyscy mają tak samo ziejące otchłanią piekieł oczy. Jest tu dużo zwierząt takich jak ty. Już, już zaczynasz czuć się swojsko, ale klatki są otwarte, kundle wcale nie są przyjaźnie nastawione do nowicjusza. Rzucają się na ciebie, gryzą, plują, rzygają na ciebie, obrzucają odchodami.
Kolejne upokorzenia, gwałty, zaczynasz żałować naprawdę. Po co ci to było? Po kiego chuja chciałaś czegokolwiek od życia i śmierci?
W skołatanym psim umyśle starasz się uknuć jakiś plan, jakikolwiek, bo przecież nie masz tak naprawdę żadnych celów. Cele są poza twoim zasięgiem. Nie masz do nich prawa. Zaczynasz więc wyć jak inne psy, rzygać na innych, gwałcić, mazać gównem po ścianach. Ale to zła taktyka, chujowy plan. Uwaga, mamy psycode! Zamykają cię w klatce bez światła. Mam klaustrofobię, do chuja, wypuście mnie, ayyyyyyy!!! No i dobrze, mówią, no i elegancko. Załatwimy cię na cacy, psino.
Wyjesz dzień i noc, choć nie wiesz, czy dzień, czy noc, bo ciemno, bo jesteś kundel, to wyjesz, nie ma tu żadnej filozofii, tylko fizjologia. Srasz i szczysz pod siebie, tarzasz się we własnych odchodach.
Kiedy wreszcie cię wypuszczają, jesteś potulna. Udajesz cudowną przemianę. Cieszą się. Udało się oswoić psicę, dobry piesek, chodź, dostaniesz kostkę i kopa w brzuch. Zwijasz się z bólu, ale zęby zagryzione. Ani piśniesz. Kopią tak długo, aż się zmęczą, a ty tracisz wreszcie przytomność.
Ujadanie w ciemnej jasności. Nic więcej.
Ilość odsłon: 3685
Komentarze
Welles horse eats eggs
listopad 28, 2017 21:12
mandarynku, bo to trochu groteska. jak wszystko, co przerysowane.
Josek, noż przecież wiesz że u mnie zawsze krwawa jatka, gwałty i zezwierzęcenie :) dzięki :)
Leszek, zawsze może być gorzej. ludzka wyobraźnia nie zna granic.
Leszek.J
listopad 28, 2017 20:08
Były takie metody w co nie wątpię, ale mogło być jeszcze gorzej? Strach pomyśleć.
Pozdrawiam
Josef Hosek
listopad 28, 2017 17:01
Na papier, Halmarzyco!
Na papier i czytać, i uczyć się sztuki pisania.
Wyśmienicie mnie rozpieprzyłaś.
mandarynek
listopad 28, 2017 16:13
Z kolei ja odebrałem ten tekst, jak większość twoich dzieł poetyckich, jako groteskę, taki śmiech przez łzy ukazany w pryzmacie szczególnego okrucieństwa i zniewolenia.
Welles horse eats eggs
listopad 28, 2017 11:37
Paweł, rozpieszczasz mnie :)
Mister D.
listopad 28, 2017 11:35
Trochę mi się z prozą Burroughs'a kojarzy.
Welles horse eats eggs
listopad 28, 2017 11:26
Paweł, bingo :)
Lena, noż to jest projekcja wewnętrznej walki. A że perwersyjny, cóż. Dziękuja :)
Mister D.
listopad 28, 2017 10:15
Moim zdaniem nie trzeba tego tekstu czytać historycznie, ja go odczytuję delirycznie, ale może ja za daleko lecę z interpretacją. Tekst pokazuje pewien mechanizm, kat-ofiara.
Lena Pelowska
listopad 28, 2017 06:56
To perwersyjny tekst, pełen okrucieństwa, z którego jednak nic nie wynika dla czytelnika. Ani nie poznaje żadnej prawdy historycznej, ani nie rozumie lepiej bohatera.
aidegaart
listopad 28, 2017 00:45
Wiedziałem, że Ci się spodoba.