Beatka z krzywymi nóżkami
w poszukiwaniu siebie odc.5
– Ty
tak z głowy piszesz? – pytali w akademiku studenci medycyny.
–
Z głowy, z głowy choć... niezupełnie – uśmiechnęłam się z
dumą, po czym dodałam. – Od początku do końca przeczytałam dwa
podręczniki psychiatrii dla studentów medycyny.
Pisałam w pracowni komputerowej:
List do Mamy – Hades.
Wybacz mamo,
że tak długo się nie odzywałam, ale ten rok miałam wyjątkowo
ciężki, przepraszam.
Mówiłaś ostatnio, że za mało ci
opowiedziałam, co się wydarzyło na pierwszym roku studiów. Tak,
wiem, zawsze miałam dla ciebie mało czasu, ostatnio nie
zdążyłam...
W
wakacje, tuż przed rozpoczęciem pierwszego roku akademickiego,
znalazłam pracę w Zakładzie Odnowy Biologicznej. Nie należała do
lekkich, spałam po kilka godzin, pięć może sześć najwyżej.
Czyściłam tam solarium, zawzięcie wcierałam odchudzające kremy w
tłuste i szczupłe ciała, które potem owijałam w folię i
podłączałam do specjalnej aparatury; ujędrniałam piersi kładąc
na nie specjalne – podłączone do prądu – kwadratowe blaszki z
gąbką moczoną w wodzie, ale nie narzekałam, bo można było
całkiem przyzwoicie zarobić.
W czasie pracy poznałam mężczyznę
(przychodził na solarium) – znajomego ciotki u której mieszkałam.
Ciotka była bardzo zadowolona, gdy zaczęłam się z nim spotykać.
Daniel był zamożnym facetem – zajmował się sprzedażą
nieruchomości, oprócz tego posiadał kilka sklepów, więc cioci
materialistce bardzo to odpowiadało.
Na kolejnym spotkaniu w kawiarni powiedział:
- Wiesz Agnieszka, wydajesz się być szczerą dziewczyną i chcę ci coś powiedzieć. Hm... jak by ci tu powiedzieć... za miesiąc się żenię, a chciałbym mieć kochankę. Wynająłbym na Świętokrzyskiej mieszkanie dla ciebie... co ty na to?
- No... nie wiem – przygryzłam nieco dolną wargę, by zachęcić go do dalszych wywodów.
–- Widzisz, moja dziewczyna wybitnie nadaje się na żonę. Jest z wykształcenia pielęgniarką, kocha porządek, ma zamiar otworzyć gabinet kosmetyczny, a ja potrzebuję kochanki, bo jedna kobieta to dla mnie za mało, chyba rozumiesz... Gdy zobaczył, że nic nie mówię, nabrał odwagi i kontynuował:
– A co ty na to, byśmy zrobili to we troje, ja ty i mój znajomy?
I tutaj mnie zaszokował, zamurował – jakby to powiedział Gombrowicz, i nie wiem co jeszcze.
– Zastanowię się, okej? – odparłam spokojnie, jak tylko potrafiłam, w gruncie rzeczy w środku aż kipiałam.
Po powrocie do mieszkania ciotki, powiedziałam w złości:
– Ciociu, gdy się wyprowadzę, nie podawaj mojego numeru telefonu Danielowi, żadnych namiarów! Nie chcę mieć do czynienia z tym człowiekiem! Za miesiąc bierze ślub.
–Rozumiem – odparła ze smutkiem. Ostatecznie nie była do końca taką materialistką. Po nieudanym związku z mężczyzną, który ją zdradzał, nienawidziła wszelkich zdrad i trójkątów.
Pod koniec wakacji, na odchudzanie zaczęła przychodzić kobieta, która podobno „Wróżkę” czytała, czy coś w tym rodzaju. W każdym bądź razie, dziwnie na mnie spoglądała, jakby UFO zobaczyła, a pewnego dnia tak mocno chwyciła mnie za przedramię, że aż ból poczułam:
- Ty jesteś dobre medium - powiedziała z błyskiem w oczach.
Odtrąciłam ją z przerażeniem.
Nie
mówiłam ci mamusiu, jak tata przyszedł po raz pierwszy tydzień po
pogrzebie?
Obok łóżka, na którym sypiał, zostawiłam paczkę
paluszków. Spałam z tobą, bo się bałam, pamiętasz?. Długo
przewracałam się z boku na bok, aż tu nagle usłyszałam
szelest..., jakby ktoś tę paczkę w palcach obracał. Zamknęłam
mocno oczy i widziałam, i czułam jak tatuś wściekły biega
dookoła okrągłego stołu i głośno woła:
–Nie śpij z nią!
Nie śpij z nią!
Ten „Krąg” trwał gdzieś przez pół nocy,
nim dobrze zasnęłam. Następnego dnia postanowiłam, że już nigdy
więcej spać z tobą nie będę, choć tamtej nocy naprawdę się
bałam. Ale zrozumiałam, że tatusia bać się nie można i już nie
przychodził.
Dopiero
za rok nas odwiedził. Krzyczałaś mamo. Pamiętasz? Długo nie
mogłam zasnąć. Gdy w twoim pokoju zrobiło się cicho, wiedziałam,
że wszedł do mojego pokoju. Czułam jak kładzie się obok i leży
za moimi plecami. Czasem tak robił, gdy miał kaca, pamiętasz?
–
Tato. Idź stąd, proszę, niewygodnie mi bardzo – pomyślałam i
nagle zrobiło się jakby luźniej.
Potem poszedł do ciebie i
znowu krzyczałaś, a rano blada w kuchni przy stole rzekłaś:
–
Ojciec był u mnie.
– Wiem – odpowiedziałam. – U mnie
też.
– Usiadł na mnie i zaczął dusić.
O czym to ja miałam Ci napisać?
Aha... Więc troszeczkę problemów było na pierwszym roku, ale nie chciałam cię wtedy niepokoić, bo wiem, jakie problemy miałaś ze zdrowiem. Nasz rocznik przecierał szlaki, czyli młoda, pijana matka i pierwsze nieplanowane dziecko (pielęgniarstwo) – poważna sprawa, mamusiu.
Jako jedyna dostałam miejsce w akademiku. Nikogo tam nie znałam, nie wierzyłam w siebie totalnie. Koleżanki z roku mieszkały w dawnej bursie, przynależącej do byłego studium medycznego. Nie wiem dlaczego tam mieszkały? Może nie składały podań o akademik? Nie wiem...
Pokój, który mi przydzielono był mały, ale nie to było straszne. Otóż jak tylko tam weszłam, poczułam śmierć. Trzy dziewczyny na łóżkach topiły nosy w świeżutkich kartkach podręczników. Samotna, wystraszona, nie znająca realiów, chciałam zamienić z jedną słowo, zapytać o kilka spraw, ale ona tylko uniosła jasną, kręconą jak pudelek głowę i warknęła:
MATRIKS AKCJA
– Nie przeszkadzaj!
To
nie przeszkadzałam i już więcej się nie odzywałam. Na drugi
dzień złożyłam pościel, oddałam zdziwionej pani kierowniczce i
wyruszyłam do bursy, którą nazwałam HADESEM.
Miesiąc później,
dowiedziałam się, że dziewczynce z jasnymi włoskami wysiadło
troszeczkę serduszko i znalazła się w szpitalu. Ona chyba jednak
przesadziła, mamusiu, przecież mówiłaś, że z ambicją trzeba
uważać.
Czerwony mak pośród chwastów
W
bursie - Hadesie dostałam pokój z ciemnowłosą dziewczyną o
zmysłowych, czerwonych ustach, czarnych, dużych, błyszczących
oczach i tam gdzie potrzeba ślicznych krągłościach, że ja
chudzina, oczu oderwać nie mogłam, tak miło było popatrzeć na
dziewczynkę, oczywiście nie mając nic złego na myśli. Nazwałam
ją Makówką od czerwonego maku, tak cudna była, mamusiu.
Główny problem na studiach polegał na tym, że Dziekanat trzymał z Hadesem - bursą, bo nie wiedział co to Hades; Zakłady nie chciały zadawać się z Dziekanatem, bo myślały, że jego współpraca z podziemiem czyli z Hadesem jest świadoma.
Co z tym zrobić?
„TO BE OR NOT TO BE?”
BURSA – HADES
Panie pielęgniarki z Hadesu miały swoje zasady nauczania i postępowania, których Zakłady nie chciały za bardzo przestrzegać. Rządziły tam panie z tytułem magistra; w Zakładach zaś – doktorzy i profesorowie. Konflikt interesów wyraźnie nam nie sprzyjał, i tak się miotałyśmy między Dziekanatem, Zakładami i Hadesem.
Tym ostatnim rządziła była pani dyrektor studium medycznego, za którą nie przepadałam.
MATRIKS AKCJA
KOMEDIANTKA
Otóż wyobraź sobie mamusiu, że już w pierwszym tygodniu pobytu, pani rządząca (czyli była dyrektorka dawnego studium) ogłosiła, ot tak, nagle, bez przepraszam i w ogóle, że musimy się wynosić z Hadesu na weekend, bo niby jakaś wielka komisja (nie ta od zbrodni hitlerowskich) ma przyjechać. Zbulwersowałam się okropnie, bo nikt mi o takich akcjach wcześniej nie powiedział.
To już była „Komediantka” o której Reymont pisał, miłość i nienawiść w parze, dwie strony miłości! Do domu daleko, a tu zaraz po kilku dniach się pakować każą... Więc powiedziałam pani rządzącej, co o tym myślę, znaczy się, że niepotrzebna sprawa, nie warta zachodu. Po moich słowach, przybiegła do mojego pokoju z papierem, że komisja wielka ma być i basta! Powiedziałam, że taki papier mogła wcześniej wywiesić na tablicy ogłoszeń, dać czas by się spakować, a ona na to spąsowiała i rzuciła:
– Pani jest agresywna! Ja tu mam wyraźnie na papierze, że komisja przyjedzie! – krzyczała, uderzając raz po raz dłonią w kartkę.
Przeciwko
PANACHE mamusiu nic nie mam, ale skoro pani rządząca ma, to jej
problem, więc cicho spakowałam walizeczkę i pojechałam na dwa dni
do inwalidy Mietka. Jak się później okazało, cały cyrk był
niepotrzebny, bo komisja była mądra – nie przyjechała.
Mamusiu
ta pani nie była dla mnie mądrą kobietą.
Mądra
kobieta przepuści, a głupia musi zawsze skończyć, bo nie może
przeżyć, że jest głupia.
Pamiętam mamusiu, jak zaatakowała
podczas praktyk w szpitalu mojego ulubionego docenta Kostrzewskiego,
że ten z zażenowania szkarłatem powlekł oblicze.
„Warunkiem do osiągnięcia powyższego celu jest skłonienie podopiecznego do afirmacyjnej postawy wobec życia, przekonanie go, że jest człowiekiem pełnowartościowym, poważne traktowanie jego potrzeb, wspieranie go przy pokonywaniu trudności oraz motywowanie do aktywności umysłowej”
DOKTOR!
”Narażając się w każdej chwili na zgubę, przechował u siebie chłopców do czasu,
gdy mogli znów ukazać się w obozie nie wzbudzając podejrzenia.”
Wiwat doktorzy! Wiwat Komisje! Wiwat afirmacja!
Po omówieniu pewnych spraw z panią rządzącą, usłyszałam za plecami:
NA NIĄ TRZEBA UWAŻAĆ!
UWAGA! UWAGA!
WIELKI KABARET POWRACA!
"I cicho ma być, jasne? Nie lubię hołoty.
Co mi tu bunt podnosi i w od dawna znanym
Porządku świata pragnie wprowadzać odmiany.
Chaos? Dam ja wam chaos! Twarze pozamykać!
I robić! I nie pyskować! Nie jęczeć, nie wzdychać!”
MATRIKS AKCJA
Gdy wyjeżdżałyśmy na weekend do rodziny, musiałyśmy wpisywać się do specjalnego zeszytu, a gdy tylko któraś z dziewczyn wróciła po dwudziestej drugiej, zaraz był poważny problem mamusiu. Pan dozorca niczym nadąsany kocur, mruczał pod wąsem, że za późno do Hadesu wracamy; zaś pani magister Zofia (bo to panie pielęgniarki miały nocne dyżury i studentki pilnowały) – która na oddziale nefrologii, mojego ulubionego pana profesora Pileckiego krew na siłę pacjentom wysysała – wzrokiem wówczas niemal zabijała.
CHAŁ! CHAŁ! CHAŁ!
„BIJĄ DZIECIAKI! DOSTAŁO SIĘ DZIECIAKOM!”
„Płacze mały cielaczek i nie chce jeść trawy...
Pewnie jego Tatuś pojechał do Warszawy.
Źrebaczek ociera łezki z rozrzewnieniem.
Pewnie go jego niania chciała uczesać grzebieniem.”
„SEKSMISJA”
OCZKO
Jeśli
chodzi o płeć przeciwną... Och! Głód w Hadesie był straszliwy,
mamusiu.
Zaraz pierwszego dnia zrozumiałam, że chłopców nie
można zapraszać na herbatę, już o kawie i czymś mocniejszym
strach nawet było wspomnieć. Mianowicie poprosiłam miłego kolegę,
studenta geografii, uroczego, przystojnego chłopca z czarnym
kędziorem na głowie, aby pomógł mi zawieźć ciężką torbę do
Hadesu, i już od drzwi wejściowych zaczęła nas śledzić pani
sprzątaczka. Odprowadziła aż do samego pokoju, stanęła w
drzwiach i zaczęła obwąchiwać niczym piesek, i przeszywać
wzrokiem. Zapadła chwila konsternacji. Okropnie się zawstydziłam
mamusiu, zaś zmieszany kolega postawił pakunek na podłodze i
szybko wyszedł, bo zrozumiał o co chodzi.
Chał! Chał!
Chał!
Kto przyszedł? Czego chciał?
Ale kiedyś miałyśmy
szczęście, bo w pokoju przepaliła się żarówka i uraczył nas
wizytą sam pan elektryk. Nie no, mamusiu, fantastycznie! Samiec w
bursie się objawił! Niesamowite przeżycie!
Uwaga! Uwaga!
Mężczyzna na Horyzoncie!
Gały z orbit nam wyszły, jęzory
zaczęły latać i uśmiechając się do siebie, z wypiekami na
twarzach, zaczęłyśmy puszczać oczko do siebie, ślinić się i
głowami kręcić, bo my lubiłyśmy kosmos.
KOSMOS
ORBIS PICTUS!
SĄD
Była
też bardzo poważna sprawa, mamusiu. Sprawa śmierdząca była:
Otóż
jedna z koleżanek kupki dobrze nie spłukała w sedesie i pani
sprzątaczka (piesek pani rządzącej) do sądu podała dziewczynkę.
I
był sąd. Na szczęście nieostateczny:
Wieczorem, na spotkaniu w
świetlicy organizacyjnej, pani magister powiedziała:
–
Dziewczynka, która ubrudziła kibelek, niech się przyzna!
Zdziwiłam
się okropnie, szeroko otworzyłam oczy i niczym J.Nicholson w „Locie
nad kukułczym gniazdem", zmierzyłam towarzystwo zdziwionym
wzrokiem. Głośno chrząknęłam i śmiać mi się zachciało, że
tu takie sądy mają miejsce. Ale wyobraź sobie mamusiu, następnego
dnia koleżanki informują mnie po cichu, ot niechcący, że to moja
Makówka oskarżona! Mało tego, tu już błędy jatrogenne
zamierzone i monitoring „czujny” zadziałały. Piesek wytropił
wcześniej dziewczynkę i pani tak naprawdę wiedziała kogo o kupkę
pytać, ale o sąd chodziło przecież! Wiadomo, pieskowi krzywdy
zrobić nie można.
PIESEK – STRAŻNIK MATRIKSA
Chał!
Chał! Chał!
MATRIKS REAKTYWACJA
Panie
sprzątaczki z akademika nie narzekają na swoją pracę, a tam po
imprezkach, to dopiero kibelki są ubrudzone.
Byłam oburzona. Dziewczynki wystraszone, zaszczute, sama rozumiesz mamusiu, więc ja wkroczyłam do akcji, i mówię Makówce ( przecież nie możemy tak za plecami o niej rozmawiać), żeby poszła do pani sprzątaczki i wyjaśniła tę sprawę osobiście, co by bardziej pedagogicznie wyglądało. Wszak mamusiu na pedagogice uczyli nas, by się nawzajem wychowywać. Ale Makówka niewinna, dobrze jeszcze rozmawiać nie umiała - przegrała i później za to jej się dostało. Oczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mówiłaś mamusiu, bo po całym incydencie, dziewczyna takiej pewności nabrała, że już jej nikt za plecami nie podskoczył. Ooo!
A dostało jej się od pani rządzącej na końcowym egzaminie praktycznym, nie chciała rządząca jej „przepuścić”. Miała swoje ulubienice - wazeliny. Na szczęście docent Kostrzewski wstawił się za Makówką i Makówka została świetną pielęgniarką. Dziś pracuje w Anglii i ma się bardzo dobrze.
A
na koniec taka była akcja:
Pani ze spineczką we włosach,
zwróciła mi i Makówce uwagę wieczorem, że za głośno biegniemy
do kuchni, która znajdowała się na drugim końcu korytarza. Wtedy
straciłam całkowicie cierpliwość. Zadzwoniłam do Miecia (dużo
wcześniej skarżyłam się mu na Hades).
– Przyjmiesz?–
spytałam.
– Taa... – powiedział, ziewając.
W Hadesie
wytrzymałam w sumie trzy miesiące. Na Hades skarżyłyśmy się też
do asystentki anatomii, mówiła:
- Szkółka niedzielna, jak nic.
Pokoik u Miecia był nieco droższy, ale czego nie robi się dla wolności. Hades był dla mnie ciężkim przeżyciem. Przypominał „Folwark” oraz dziewczynkę z zapałkami, której się bałam, i taka anatomia z szydełkiem były drobnostką przy nim. Utkwiły mi w głowie na całe życie chwile tam spędzone.
W następnym roku wszystkie zamieszkałyśmy w akademiku, gdzie królowała koedukacja. Dziekanat zrozumiał co to Hades i wszystkim dobrze się żyło.
Na
drugim roku, jedna z koleżanek, spytała czy znam kogoś, kto by
miał wolny pokój do wynajęcia, bo jej kolega student właśnie się
przeniósł z innego miasta i nie ma "mety" nieborak.
Po
kilku dniach, do mieszkania Miecia ktoś zadzwonił, otworzyłam
drzwi i zaniemówiłam. Przede mną stał śliczny, przystojny
niebieskooki chłopak. Spojrzałam przenikliwie w te jego błękitne
oczy, głośno przełknęłam ślinę i odwzajemniłam uśmiech:
–
Mietek! Ktoś do Ciebie! – zawołałam.
Szczupły, wysoki Paweł
był niczym ten batonik "Pawełek" z nadzieniem toffi...Gdy
go zobaczyłam, od razu wiedziałam, że będzie mój.
Komentarze
Beatka z krzywymi n...
kwiecień 22, 2018 22:10
Dziekuję bardzo, Cytro :)
Konto usunięte
kwiecień 22, 2018 21:59
Ciekawie piszesz.Pozdrawiam
Beatka z krzywymi n...
kwiecień 22, 2018 20:54
Dziękuję Leszku za zaczytanie, miłego wieczoru :)
Leszek.J
kwiecień 22, 2018 19:31
Zaczytuję się pomimo niedzieli (jestem po spacerze) więc chłonę jak gąbka.
Nie będę się powtarzał jest klasa i luz.
Pozdrawiam
Beatka z krzywymi n...
kwiecień 22, 2018 19:22
Ula dziękuję bardzo za ten ciepły komentarz, jutro wkleje jak dam radę dwa odcinki i niech odpocznie nieco "poszukiwanie", :) serdeczności.
Konto usunięte
kwiecień 22, 2018 19:15
Dzień dobry
Ciekawie i bardzo precyzyjnie opisana codzienność studentki i jej tęsknota do matki. List pisany w sposób ciepły i zrozumiały. Przeplatasz dzisiaj z dniem wczorajszym. Takie wspomnienia pisane z potrzeby chwili są najbardziej szczere.
Ładnie przechodzisz i wklejasz poszczególne kadry, niczym film.
Pozdrawiam serdecznie
Beatka z krzywymi n...
kwiecień 22, 2018 11:54
Wokka, dziękuję, nie miałam niestety zwierzeń klowna w dłoni, muszę chyba nadrobić zaległości, obecnie czytam o psycholog, która wyleczyla się że schizofrenii, zawsze psychologiczne książki mnie porywaly: szklany klosz, Przerwana lekcja muzyki. Pozdrawiam. Tomku, to dobrze, że jest dobrze. Ta komisja nie od zbrodni miała podkreślić kontrast, zarazem dramat Hadesu, dziękuję wierny czytelniku ;)
Tomek
kwiecień 22, 2018 11:37
Dobre. Nawet te WIELKIE litery, z merytorycznego punktu widzenia są na miejscu. I uspokojenie tekstu, wszak myśli chaotyczne skupiają się na klawiaturze nawet, jeśli trochę dygresyjne i pisane do zmarłej matki.
Dochodzi obraz dwóch "akademików" - głównie BURSY, jakby była prowadzona przez zakonnice.
Wtrącenie w nawiasie, że *komisja nie ta od zbrodni hitlerowskich, moim zdaniem, zbędne. I tak tekst jest wystarczająco chaotyczny. Ale narratorka trochę opada z "górki".
Pozdrawiam.
wokka
kwiecień 22, 2018 09:23
Dobrze się czyta.
Przypomniały mi "Buszującego w zbożu" Salingera i
"Zwierzenia klowna" Bölla.