Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Nagle, po naciśnięciu przypadkowo wybranego guzika gorące jacuzzi zmieniło się w pulsujący materac. Bardzo przyjemnie unosiłam się i lekko opadałam wpasowana w jakieś tworzywo zdolne do zapamiętywania kształtu. Jednak coś nie pozwalało mi całkowicie oddać się relaksowi, zaczęłam odczuwać niepokój, a nawet strach, już wiem, umilkły głosy dziewcząt pluskających się w basenie obok, były pod moją opieką na wycieczce do aquaparku. Chciałam podnieść się i sprawdzić co robią, ale gąbka na której leżałam, jakby mnie przytrzymywała - czułam jednocześnie przyjemność i niepokój. Po chwili, gdy jakoś wygramoliłam się z tego chytrego materaca, dotarło do mojej świadomości, że w ogromnym pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz mnie, po dziewczynkach ani śladu.

Starałam się zachować spokój - przecież to aquapark - pobiegły w inne miejsce - ale czułam że coś jest nie tak, ruszyłam w kierunku drzwi, które, tak na pierwszy rzut oka burzyły monumentalny wygląd przeciwległej ściany i zachęcały, aby za nie zajrzeć. Przemierzenie tego monstrualnego namiotu zajęło wiek, nienawidzę takich technicznych budowli ze ścianami ze szkła i tysiącem stalowych belek pod sufitem, ale gdy otworzyłam drzwi wcale nie poczułam się lepiej, wąski bardzo długi korytarz nie był ani trochę bardziej przyjazny niż to wielkie pomieszczenie, które opuściłam - nikogo i ta dzwoniąca w uszach cisza - może jakieś lekkie szumy, bulgotanie - to wszystko.

Z duszą na ramieniu ruszyłam do przodu, po około pięciu minutach a może nawet dłużej, otwór w ścianie, a za nim jakieś dmuchane drabinki, zjeżdżalnia,  z kąta szyderczo uśmiechał się do mnie clown z wielkim czerwonym nosem - żadnych dzieci - muszę biec dalej, tak zaczęłam biec. Cisza. Na szczęście nie trwało zbyt długo, gdy wydobyłam się z tego schizofrenicznego korytarza, świetne miejsce na kręcenie scen do thrillera – widok zmienił się, tutaj dominował czarny, wszystko było wyłożone czarną folią, a podłoga, właściwie to kładki nad wielkim basenem chybotały się pod nogami. Zaskoczona tą zmianą z trudem złapałam równowagę, ale co tam wreszcie jacyś ludzie - strażnicy w mundurach. Ulga, nie jestem sama. Czy widzieli szkolną wycieczkę - dziewczynki i chłopców z opiekunką. Zanim zdążyli odpowiedzieć, w oddali ku mojemu zdumieniu zauważyłam kolegę, który pracował ze mną w jednej szkole jakieś osiem lat temu, wuefista. Szedł w moim kierunku po chybotliwej kładce z pontonem pod pachą. Uff, nie jest źle, zaraz znajdą się dzieci. Próżna nadzieja, wielka fala, która nagle uniosła kładkę do góry porwała ponton, kolega trzymał się jakiejś stalowej poręczy, zanurzał rękę w wodzie i wołał - uważaj na ryby piły, żerują między dziesiątą a jedenastą. Pomyślałam, że żartuje sobie ze mnie, może zapamiętał jak śmiałam się, gdy kiedyś na lodowisku ciągle przewracał się i komicznie wymachując rękoma chwytał się bandy otaczającej lód, kompletnie nie umiał jeździć na łyżwach, a przecież był młodszy i bardziej sprawny ode mnie. O Boże, tej ręki już nie wyciągnął z wody. Krzyczę, znowu zjawiają się strażnicy i pokazują na znaki wokół basenu - Zachować ciszę. Dopiero teraz zobaczyłam na ścianie wielki elektroniczny zegar wskazujący minutę po dziesiątej. Jezu! Po chybotliwej kładce przeczołguję się na drugą stronę - tropikalna plaża z leżakami i parasolami - pusta - na jednym z leżaków jakieś niemowlę coś guga i przebiera nóżkami, pochylam się nad nim - robi mi się naprawdę słabo - ma twarz spalonego słońcem staruszka, tego już dosyć. Ratunku!

Znienacka w polu widzenia pojawia się jakaś grupa, na czele rozpoznaję Dorotę od francuskiego, coś opowiada, tak to moi - na chwilę przysiądę na barierce - odpocznę i dołączę do nich, dobrze, że są cali i zdrowi.

Odwróciłam się jeszcze, aby odszukać wzrokiem budkę strażniczą i dawnego kolegę, ale za moimi plecami biegła autostrada, po której sunął jeden autobus, ani śladu po aquaparku, strażnikach, czarnej folii.

Ok, to już sobie pójdę - hej, gdzie są dzieci z Dorotą, przed momentem widziałam ich z odległości dwudziestu metrów. Nie mogę uwierzyć, że znowu jestem sama, nie licząc tego niemowlaka o twarzy starca. 

cz II

***

Ciągle guga, zaczynam podejrzewać,  że to jedna z tych nowoczesnych zabawek na baterie słoneczne, ale na wszelki wypadek nie podchodzę do niego. W głowie tłucze mi się tylko jedna myśl - jak najszybciej się stąd wydostać.

Ruchu na autostradzie prawie nie było, podeszłam bliżej i przycupnęłam na trawie. Komórka, gdzie jest moja komórka, powinnam mieć ją w kieszeni szlafroka, o ile nie wypadła podczas przeczołgiwania się po chybotliwej kładce wyłożonej czarną folią. Odruchowo sięgnęłam do kieszeni szlafroka, dobrze, że zarzuciłam go na siebie ruszając na poszukiwanie dziewczynek. Mam komórkę, szlafrok a pod nim strój kąpielowy i stoję na skraju autostrady. Zaraz połączę się Dorotą, tą od francuskiego - wszystko się wyjaśni. Miałam już wybrać kontakt, ale telefon zadzwonił - Bolek - mój mąż - gdzie jesteś? No i jak mam mu wytlumaczyć gdzie jestem? Odpowiedziałam krótko - niedługo wrócę, przy łodziach będę za godzinę, zawsze idę godzinę w jedną i godzinę w druga stronę – przecież wiesz.

Teraz Dorota, jest, czekanie czy odbierze, nie  - zostaw wiadomość, jakże  w tej chwili brakowało mi  jej słowotoku, którego czasami nie mogłam już znieść. Spróbuję później. W głowie zaświtała mi taka myśl, pójdę wzdłuż autostrady, przecież prowadzi do jakiegoś miasta, dojdę do pierwszego zjazdu i zorientuję się gdzie jestem. Ruszyłam, jestem przyzwyczajona do długich wędrówek - podtrzymywałam się na duchu. Nad morzem robiłam nawet po dziesięć kilometrów dziennie, pięć w jedną stronę i pięć z powrotem. Wlokłam się noga za nogą bez entuzjazmu, a myśli popłynęły w przeszłość, och jak lubiłam te spacery wzdłuż brzegu, spotykałam podobnych do siebie samotników z kijami, czasami pary.  Jednak szczególnie zapamiętałam dwie kobiety na koniach – starszą, wyglądała na instruktorkę i nastoletnią, pewnie jej uczennicę. Nie wiem jak to było możliwe, ale gdy tylko o nich pomyślałam za plecami usłyszałam stukot kopyt, zbliżały się do mnie truchtem zaaferowane rozmową. Muszę je zatrzymać, może zabiorę się z nimi lub chociaż dowiem jak daleko jest do najbliższego miasta, wsi, jakiejkolwiek osady. Podniosłam rękę – dzień do.., nie dokończyłam, koń przeniknął przeze mnie jakby był duchem lub hologramem. Przeżyłam kolejny szok, a na dodatek zaczęło mnie boleć kolano. Trzeba pomyśleć o odpoczynku.

***

Dotarłam do jakiś rozjazdów, estakad, Bóg wie czego, zawsze czułam respekt przedtakimi miejscami. Ale dobrze, przysiądę przy jednym ze słupów, wyciągnę nogi i co? Nie wiem, jestem kompletnie zagubiona i przerażona. Boje się myśleć o spotkaniu, nie-spotkaniu z kobietami na koniach. Czuję ból, więc chyba nie jestem duchem ani jakimś pieprzonym hologramem? Czy dotrę kiedyś do łodzi, przy której zwykle czekał na mnie mój mąż, zawsze wychodził pierwszy i pierwszy wracał. Nigdy nie lubił długich spacerów, a tym bardziej wzdłuż autostrady. Zasnęłam. W śnie pojawił się właśnie on - czekający przy łodzi, w czarnej kurtce, czapce i fotochromach pociemniałych od słońca. Popatrzył na mnie i powiedział z wyrzutem - jakbyś nie przyszła teraz, to już nigdy bym tutaj na ciebie nie czekał... odwrócił się i powoli zaczął odchodzić. Gdy obudziłam się na dworze było już ciemno, wszystko miałam zesztywniałe, bolały mnie nogi, kark i co najgorsze byłam potwornie głodna.

Przyszedł jakiś sms - zaczynał się bardzo dziwnie - jeżeli czytasz ten sms to przeżyłaś. Pięknie, o co tu chodzi. Żyję. Idę sobie. Szukaj bezpiecznej strefy i tam pozostań. Tylko w strefach, gdzie słychać śpiew ptaków można przetrwać. Wypatruj ptaków i zbuduj szałas. Odezwiemy się. Nie jesteś sama, uważaj na hologramy,  jesteśmy rozproszeni, ale kontaktujemy się przez Enternet, i tutaj link wwe.ocalenii.pl No tego już dosyć, ptaki. Ptaki są, ale na osłonach dzwiękochłonnych, całe stada czarnych ptaków na przeźroczystym plastiku. Szałas i co jeszcze. Co jeszcze  - cholerne ssanie w żołądku.

Ilość odsłon: 914

Komentarze

maj 01, 2018 22:05

Dzięki za czytanie i komentarz.

kwiecień 24, 2018 21:43

No to zafundowałaś nam Jagodo prawdziwy thriller, podobne sceny trafiają mi się we śnie.
Pozdrawiam

kwiecień 24, 2018 16:07

Ula dzięki za czytanie i komentarz. Pozdrawiam.

Konto usunięte

2-32-32-32-32-3

kwiecień 24, 2018 10:28

Dzień dobry
Jagodo
Bardzo ciekawy tekst i tajemniczy. Rzeczywistość miesza się z mrocznym obrazem. Być może z przeszłości lub z niedalekiej przyszłości. Bohaterka jednak poszukuje dziewczynek, ale czy na pewno tylko ?
Poszukuje wyjścia z labiryntu jakim jest życie.
Mnie wciągnęła fabuła i te ptaki na końcu... za dużo dzisiaj nowoczesnej techniki, a za mało empatii. Ptaki jeśli wyginą, to co zostanie?
Miłego dnia

kwiecień 23, 2018 20:16

Różne są drogi poszukiwania siebie. Dzìęki za słowo.

kwiecień 23, 2018 19:55

Dla mnie to jakiś nierzeczywisty obraz się wyłonił, to jest jak powieść fantasy, nierealne, to nie moja bajka Jagódko, ale przeczytałam.