Sąsiadka Mościckiego
Maski
Dostała
lampkę - chłopczyka w czerwonym kapeluszu. Kiedy po raz trzeci
poraził ją prądem, jej matka odłożyła go na wysoką
szafę.
Wyjęła
z szuflady bibułę, zrobiła długą wstążkę i zaczęła
obracać.
-
Mama. Ładnie kręcę? - spytała z uśmiechem.
Następnie
haftowała tuszem. Gdy zbyt mocno przyciskała, nacierała głowę
olejkiem z marzeń i snów. W ten sposób wstążka szybko się
zrastała, podobnie jak rana u Tomasza - w końcu uwierzył.
Po
kilku latach nad wioską zerwał się bardzo silny wiatr. Zaczął
uderzać skrzydłami o dachy domów ustawionych w zwartym szeregu
przy głównej drodze. Jedno skrzydło opadło na ścianę jej
pokoju, drugie zaś porwało wstążkę - zaczepiła o jedną z
gwiazd.
Zaczęła
się wspinać. Była szczęśliwa do momentu, gdy nagle z dołu
usłyszała krzyk:
-
Wracaj! Twoja matka nie żyje!
Szybko
poczuła smak ziemi. Nad sobą zobaczyła pochyloną matkę - twarz
miała niemal żółtą, okropnie pomarszczoną i potwornie suche,
popękane usta.
-
Chodź ze mną! - powiedziała donośnym, ochrypłym głosem i
chwyciła córkę mocno za ramię.
Lód.
Wszędzie było dużo lodu. Pokrywał świat bardzo szybko. Zastygała
razem z nim.
Zbudowała
grób między drewnianą wysoką szafą, a zimną ścianą. Nie było
tam okien i drzwi, ale czasem wychodziła, zakładała różne maski
i krążyła. Nikt nie wiedział, że "nie żyje".
Dwa
lata później zobaczyła ducha kobiety z czarną twarzą. Czarna
maska mocno przylgnęła.
-
Ciebie nie ma! Nie ma! Nie ma! - krzyczała, spoglądając na obraz
ukrzyżowanego.
W
kółku teatralnym miała wrażenie, że żyje. Najbardziej lubiła
recytować wiersze i grać w komediach. Dramat ją przerażał -
niezbyt dobrze grała. Ale jak mogła dobrze grać, skoro dramatem
żyła na co dzień?
-
Życie to jedna wielka gra - usłyszała.
-
Od ciebie zależy, jaką maskę założysz, i w jakiej scenie zagrasz
- odpowiedziała.
Niestety,
nie przyjęli ją na Akademię Teatralną.
-
Pani romantyzm nadaje się w życiu, dla męża, nie na scenie -
usłyszała przed egzaminami wstępnymi od znanego aktora.
Wreszcie
poznała mężczyznę w czarnym płaszczu. Zaimponował jej
pochodnią. Razem krążyli po mrocznych korytarzach, doskonale je
oświetlał. Był jednak poważny problem: otóż nie zdawała sobie
sprawy, że on również "nie żyje" - chłopczyk w
czerwonym kapeluszu powrócił. Zrozumiała dopiero, gdy zobaczyła
szkielety innych kobiet, czaszki z pustymi oczodołami i wykrzywione
w ironicznym uśmiechu szczęki.
Pewnego
dnia czarna twarz powróciła. Rozszarpywała na strzępy: głębokie
rany znowu wyszły na wierzch. Walczyła, a jakże: tworzyła
szkielety szkieletów i obrastała mięsem. Sądziła, że wszystko
zależy od niej, jednak to nie tak, bo czarna maska rzeczywiście z
czasem zaczęła rozpływać się we mgle, ale... zobaczyła
larwy.
Ludzie
zobaczyli jej dłonie - przebijały przez drewnianą podłogę, w
powietrzu zaś słyszeli ciche szepty:
M-aria,
A-gnieszka, S-alome, K-ali, I-sztar
Ma
dom pośród traw, w których zbiera płyty z namalowanym
serduszkiem. Podobno mówi:
-
Życie to wielka gra. Trzeba oswoić śmierć, wówczas oswoisz życie
i dobrze zagrasz. Nie żyj śmiercią, bo wtedy nie zagrasz życia i
przegrasz.
Kiedyś
była grubym, nieociosanym kołkiem, teraz jest kołeczkiem.
Dąży
do tego by zostać drzazgą, zaleźć mocno za skórę i przeniknąć
najpiękniejszą arię.
Wsłuchuje
się w szept życia, biegnie po złocistym okręgu, czasem powraca i
znowu biegnie.
Biegnie,
ale już nie ucieka. Nie czuje zmęczenia.
Biegnie.
Znowu
ma dwadzieścia lat,
jest
dziewicą
żyje.
Komentarze
Leszek.J
kwiecień 30, 2018 20:19
Kojarzy mi się dlatego że nie oglądałem Matriksa :D
Sąsiadka Mościckiego
kwiecień 30, 2018 08:19
Leszku mój duch "w czarnym płaszczu" prędzej mi się kojarzy z pięknym "Neo" z filmu "Matriks" niż z weselem Wyspiańskiego, nie pomyślałabym :)
Sąsiadka Mościckiego
kwiecień 30, 2018 08:17
Leszku, przyznam szczerze, że mnie rozbawiłeś:), dziękuję bardzo za komentarz.
Joanna, dzięki wielkie. :)
Joanna-d-m
kwiecień 29, 2018 21:57
Chochoły
Warsztat Autorki trudny (czytałam kilka razy) ale dobry
Pozdrawiam
Leszek.J
kwiecień 29, 2018 21:31
Tekst kojarzy mi się z Weselem Wyspiańskiego z tą symboliką, duchami i maskami.
Pozdrawiam
Sąsiadka Mościckiego
kwiecień 29, 2018 21:08
Jagódko, bardzo dziękuję:)
Dawidzie, to fajnie, że tyle wyczytałeś. Jak patrzę dziś na ten tekst, to mam wrażenie, jakby go naprawdę dziewica pisała :) jakiś taki niewinny jest, taki adolescencki albo może mi się wydaje.
Dawid Domański
kwiecień 29, 2018 12:34
Bardzo intrygujący tekst! Świetnie pokazałaś to, że nasze życie jest grą, w której balansujemy pomiędzy istnieniem, a nieistnieniem. Po przeczytaniu opowiadania nasuwa mi się myśl, że żyjemy jedynie konwencjami - maski zastępują nasze twarze. Chcąc odnaleźć siebie w innych ludziach tracimy własną tożsamość.
Pozdrawiam!
piwoniewiersze
kwiecień 29, 2018 11:57
Powiem tylko że chciałabym potrafić tak pisać. Ukłony.
Sąsiadka Mościckiego
kwiecień 29, 2018 10:44
Ty też "nieżywy" ? :) heheh, dzięki za komentarz.
Pozdrawiam
Tomek
kwiecień 29, 2018 08:48
Poetyckie opowiadanie. Nie wdając się w szczegóły, każdy ma wiele masek, zakładanych przy różnych okazjach - każda na inną. Tylko osoby w psychozie nie mają masek, dlatego otoczenie ich nie rozumie. A co do bycia "martwym", to chyba jednak często takie jestem.
Pozdrawiam.