Beatka z krzywymi nóżkami
Jeszcze wszystkie zdążą pęknąć... odc.2/2
Po
kilku miesiącach, Tereska rzekła późnym wieczorem do męża:
–
Olek, czas zadbać o nasze siedlisko! Ona musi to podpisać, przecież
do niczego już się nie nadaje.
– Nie wiem... Tereska, ja
ją nawet lubię. W tym nieszczęściu takie decyzje podejmować...
Chyba nie wypada?
–Lubisz, lubisz, chyba ci brakuje tego
wina i wspólnych kolacji u niej. Jak zwykle marudzisz. Łap szansę,
bo drugiej nie dostaniesz, kupiec już umówiony. Trzeba pomyśleć o
nowym domu i stodole. Zacznij wreszcie myśleć Olek, bo snujesz się
jak cień po chałupie.
Rankiem Tereska poszła do pokoju
siostry, położyła na stole papiery i rozsunęła
zasłony.
– Stasiu, czas już wstawać, kochanie –
po czym wzięła papier i zbliżyła się do łóżka
chorej.
– Podpiszesz?
– Co to jest? –
spytała Stasia mrużąc oczy i zasłaniając je ręką.
– Akt
darowizny, w którym dobrowolnie zrzekasz się ziemi na mnie. Po
południu przyjedzie notariusz i wszystko będzie załatwione jak
należy. Nie martw się Stasiu, ja cię nie ukrzywdzę. Przecież nie
masz siły pracować, a ja mam Weronkę, wiesz
przecież...
– Weronka... – szepnęła Stasia i
ogarnęła pytającym wzrokiem siostrę. – Podpiszę, po południu,
dla Weronki.
– Dla Weronki – powtórzyła głośno
Tereska i wyszła z dokumentem.
Po wizycie notariusza
Weronka poszła do Stasi.
– Wiesz ciocia, za tydzień
ma przyjechać do nas pan Józek, ten... z sąsiedniej wsi. Tatuś
powiedział, że chodzi o twój domek i kawałek ziemi. Mają to
sprzedać. Mamusia jest zła, że tatuś mi powiedział, pokłócili
się i nie rozmawiają ze sobą. Myślisz, że to przeze mnie ciocia
tak milczą?
– Dorwali się jak sępy i wygrzebują
ziemię! A ja ją tak kochałam...Ziemia. To twarze szatana! Łotry!
Matka i ojciec w grobie się przewracają! – krzyczała Stasia,
siedząc skulona na podłodze, z plecami opartymi o ścianę.
– Co
takiego, ciocia? – spytała przerażona dziewczynka.
– Nic
Weronka, przepraszam – powiedziała, delikatnie głaszcząc jej
dłoń, po czym głośno się rozpłakała. – Śliczna panienko...
w nocy przyśnił mi się twój tatuś. Chodził na cmentarzu między
grobami, niczym Gustaw, cały siny, upiór.
Po chwili
spojrzała głęboko w twarz dziewczynki i dodała szeptem:
– Za
fotelem pod ścianą, leżą kawałki szkła i obraz Matki Boskiej.
Spadła przed godziną. Przynieś zmiotkę i sprzątnij, bo ja nie
mam siły. Nie mam siły Weronka, wszystko boli.
Weronika
odwróciła głowę.
– Rzeczywiście ciocia. Zaraz
przyniosę szczotkę.
– To nie dobry znak, to zły
znak. Tylko nie mów mamie, nie mów – szeptała Stasia.
Długo
nie mogła zasnąć. Pokój przeszywały ciche jęki, a na dworze
puszczyk nadawał złowieszczy koncert:
– Huhu! Huhu!
Huhu!
Po północy, drzwi wejściowe lekko
zaskrzypiały.
Następnego dnia, Stasia wstała wcześniej
od pozostałych domowników, założyła czarną sukienkę z białym
żabotem jeszcze z czasów młodości, pomalowała usta i wyszła do
kuchni, gdzie zaczęła przyrządzać zupę mleczną. Nad kotliną,
powoli unosiły się kłęby pary.
– Stasia?! A co
ty... tak z rana, tutaj? – spytała po chwili zdziwiona
Tereska.
– Chciałam zrobić wam niespodziankę –
uśmiechnęła się Stasia. – Zaraz rozleję zupę mleczną, ubierz
się, zbudź Weronkę i Olka. Zobaczycie, jaką dobrą owsiankę
zrobiłam.
Gdy już wszyscy zasiedli za stołem, Tereska nagle się
zakrztusiła i zawołała.
– Co to ma znaczyć,
hmm?!
– Jak to co? Ziemia – powiedziała Stasia,
uśmiechając się gorzko.
Twarz Olka zaszła purpurą,
Weronka otworzyła szeroko zaspane oczy, Tereska potwornie zbladła i
otworzyła usta. Zapadła deprymująca cisza.
Nagle Olek
zaczął przeżuwać papkę.
– Nawet dobra –
powiedział i głośno się roześmiał.
– Nie! Ja
tego dłużej nie zniosę! Do zakładu! Wykończysz mnie, ty stara
szmato! Jak mogłaś!? Tak się starałam, pomagałam, a ty... ty...
– krzyknęła i trzaskając drzwiami, wybiegła szybko na dwór.
W
kuchni, jeszcze długo rozlegał się donośny śmiech Olka.
Na
drugi dzień, Tereska spakowała dużą torbę, przyjechała karetka
i Stasia odjechała daleko, daleko, w inny, nieznany, zamknięty
świat.
W rocznicę po wydarzeniu z owsianką, Olek
zginął w tragicznym wypadku, Tereska sprzedała ziemię z murowanym
domkiem po Stasi, a Weronka zaczęła wierzyć w sny.
Gdy
dziewczyna dostała się do liceum, Stasia poważnie zachorowała na
raka płuc i w ostatniej, agonalnej fazie choroby została
przywieziona do siostry.
Leżała teraz na tapczanie w
kuchni pod oknem. Bardzo wychudła. W jej wyblakłych, nienaturalnie
dużych oczach, widać było strach i cierpienie. Duże niegdyś usta
jakby się skurczyły, schowały między długim nosem a wystającym,
kościstym podbródkiem. Jedyne co się w niej nie zmieniło, to
włosy. Nadal były gęste i czarne. Nic nie mówiła, tylko od czasu
do czasu cicho pojękiwała, mierząc wszystko wokół takim
wzrokiem, jakim potrafi człowiek, który chce się nasycić
widokiem, bo wie, że niebawem na zawsze zamknie powieki.
Pewnego
dnia, przed południem, gdy Tereska robiła na stolnicy kluski,
Stasia lekko uniosła głowę i głośno, bardzo wyraźnie
zapytała:
– Tereska, a gdzie Olek?
Siostra
spojrzała na córkę, ta na matkę, i zapadło kłopotliwe
milczenie.
– Wyjechał – odparła po
chwili.
– Tereska! – zawołała Stasia. Jej głowa
uniosła się jeszcze wyżej, głos tym razem był
mocniejszy.
– Tak?
– Ja wiem gdzie on
jest – powiedziała, po czym opadła na poduszkę i cicho
westchnęła.
Weronka podeszła później do matki w
ogródku.
– Dlaczego jej nie powiedziałaś prawdy? –
spytała. – Przecież ona i tak się domyśla.
– Może
w takim stanie nie powinnam tego mówić, przecież umiera.
– A
co tu ukrywać?!
– Daj mi spokój – żachnęła się
Tereska.
Pewnego dnia, Stasia poprosiła Weronkę o basen.
Gdy siostrzenica zbliżyła się do łóżka, ciotka mocno wbiła
kościste palce w dłoń dziewczyny, kaszlnęła i szepnęła z
wysiłkiem:
– Pomóż mi, proszę.
Weronika,
spojrzała szklistymi oczami w udręczoną, schorowaną twarz, na
której malowało się jeszcze większe niż dotychczas cierpienie i
z trudem powstrzymując płacz, pogłaskała jej chudą dłoń, drugą
przyłożyła do własnych ust.
Następnego dnia, Tereska
oznajmiła, że przyjdzie ksiądz z ostatnim namaszczeniem.
Chora
w ogóle nie chciała o nim słyszeć, a gdy się zjawił, obrzuciła
stekiem obelg i kazała iść precz.
Wieczorem, w pokoju
Weroniki spadł ze ściany talerz – „Pamiątka Pierwszej Komunii
Świętej”, a Stasia zamknęła oczy. Na zawsze.
Dziewczyna
wstała z łóżka, podeszła do ściany, zaczęła zbierać kawałki
i ściskać w dłoniach. Między palcami pojawiły się cienkie
strużki krwi. Nagle głośno krzyknęła. Krzyczała z całych sił.
W domu rozległ się huk; pękały szyby, lustra, szklanki, talerze.
Matka Weroniki leżała z zakrwawionym czołem na podłodze w kuchni,
a córka nadal nie przestawała krzyczeć.
Dopiero po
dłuższej chwili ucichła, wyszła na dwór i wolnym, posuwistym
krokiem ruszyła w kierunku stawu.
Woda delikatnie
kołysała bezwładne ciało w białej koszuli, rozrzucone na
powierzchni czarne, długie włosy tworzyły wokół głowy smutną
aureolę - tylko obok - silny wiatr głośno przenikał dom bez szyb
i świerszcze, zdawać by się mogło, grały żałobny rapsod.
Komentarze
Beatka z krzywymi n...
maj 23, 2018 19:13
Spojrzales
Beatka z krzywymi n...
maj 23, 2018 19:13
Dziwna, fajnie że się pojawiasz pod tekstem. Tomku cieszę się, że lepiej spojrzałem na ten utwór. Na jednym portalu go docenili za klimat, potem skasowałem, potem wstawiłam i znowu docenili. Dziękuję :)
Tomek
maj 23, 2018 19:05
Przeczytałem jeszcze raz. Niezły thriller. Psychiatria jest rekwizytem, i ta cała zwariowana babka zimna suka, córka. Weronika wygląda na podmiot literacki (nie mylić z narratorem).
Pozdrawiam.
Dziwna
maj 23, 2018 11:09
rzeczywiście
opowiadanie grozy
pozdrawiam
Beatka z krzywymi n...
maj 23, 2018 10:56
Tomku, bo to opowiadanie grozy, nie wszystko musi być prawdziwe, chodziło o symbole. Nie zwróciłeś uwagi na rolę drugoplanową, którą gra Weronika. To ona unosi ciężar rodzinnych grzechów i błędów. Pozdrawiam :)
Tomek
maj 23, 2018 09:17
Ale jatki. A zaczynało się ciekawie...
Pozdrawiam.
Tomek
maj 23, 2018 09:17
Ale jatki. A zaczynało się ciekawie...
Pozdrawiam.