Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Po kilku miesiącach, Tereska rzekła późnym wieczorem do męża: 
– Olek, czas zadbać o nasze siedlisko! Ona musi to podpisać, przecież do niczego już się nie nadaje. 
– Nie wiem... Tereska, ja ją nawet lubię. W tym nieszczęściu takie decyzje podejmować... Chyba nie wypada? 
–Lubisz, lubisz, chyba ci brakuje tego wina i wspólnych kolacji u niej. Jak zwykle marudzisz. Łap szansę, bo drugiej nie dostaniesz, kupiec już umówiony. Trzeba pomyśleć o nowym domu i stodole. Zacznij wreszcie myśleć Olek, bo snujesz się jak cień po chałupie. 
Rankiem Tereska poszła do pokoju siostry, położyła na stole papiery i rozsunęła zasłony. 
– Stasiu, czas już wstawać, kochanie – po czym wzięła papier i zbliżyła się do łóżka chorej. 
– Podpiszesz? 
– Co to jest? – spytała Stasia mrużąc oczy i zasłaniając je ręką. 
– Akt darowizny, w którym dobrowolnie zrzekasz się ziemi na mnie. Po południu przyjedzie notariusz i wszystko będzie załatwione jak należy. Nie martw się Stasiu, ja cię nie ukrzywdzę. Przecież nie masz siły pracować, a ja mam Weronkę, wiesz przecież... 
– Weronka... – szepnęła Stasia i ogarnęła pytającym wzrokiem siostrę. – Podpiszę, po południu, dla Weronki. 
– Dla Weronki – powtórzyła głośno Tereska i wyszła z dokumentem. 
Po wizycie notariusza Weronka poszła do Stasi. 
– Wiesz ciocia, za tydzień ma przyjechać do nas pan Józek, ten... z sąsiedniej wsi. Tatuś powiedział, że chodzi o twój domek i kawałek ziemi. Mają to sprzedać. Mamusia jest zła, że tatuś mi powiedział, pokłócili się i nie rozmawiają ze sobą. Myślisz, że to przeze mnie ciocia tak milczą? 
– Dorwali się jak sępy i wygrzebują ziemię! A ja ją tak kochałam...Ziemia. To twarze szatana! Łotry! Matka i ojciec w grobie się przewracają! – krzyczała Stasia, siedząc skulona na podłodze, z plecami opartymi o ścianę. 
– Co takiego, ciocia? – spytała przerażona dziewczynka. 
– Nic Weronka, przepraszam – powiedziała, delikatnie głaszcząc jej dłoń, po czym głośno się rozpłakała. – Śliczna panienko... w nocy przyśnił mi się twój tatuś. Chodził na cmentarzu między grobami, niczym Gustaw, cały siny, upiór. 
Po chwili spojrzała głęboko w twarz dziewczynki i dodała szeptem: 
– Za fotelem pod ścianą, leżą kawałki szkła i obraz Matki Boskiej. Spadła przed godziną. Przynieś zmiotkę i sprzątnij, bo ja nie mam siły. Nie mam siły Weronka, wszystko boli. 
Weronika odwróciła głowę. 
– Rzeczywiście ciocia. Zaraz przyniosę szczotkę. 
– To nie dobry znak, to zły znak. Tylko nie mów mamie, nie mów – szeptała Stasia. 
Długo nie mogła zasnąć. Pokój przeszywały ciche jęki, a na dworze puszczyk nadawał złowieszczy koncert: 
– Huhu! Huhu! Huhu! 
Po północy, drzwi wejściowe lekko zaskrzypiały. 

Następnego dnia, Stasia wstała wcześniej od pozostałych domowników, założyła czarną sukienkę z białym żabotem jeszcze z czasów młodości, pomalowała usta i wyszła do kuchni, gdzie zaczęła przyrządzać zupę mleczną. Nad kotliną, powoli unosiły się kłęby pary. 
– Stasia?! A co ty... tak z rana, tutaj? – spytała po chwili zdziwiona Tereska. 
– Chciałam zrobić wam niespodziankę – uśmiechnęła się Stasia. – Zaraz rozleję zupę mleczną, ubierz się, zbudź Weronkę i Olka. Zobaczycie, jaką dobrą owsiankę zrobiłam.
Gdy już wszyscy zasiedli za stołem, Tereska nagle się zakrztusiła i zawołała. 
– Co to ma znaczyć, hmm?! 
– Jak to co? Ziemia – powiedziała Stasia, uśmiechając się gorzko. 
Twarz Olka zaszła purpurą, Weronka otworzyła szeroko zaspane oczy, Tereska potwornie zbladła i otworzyła usta. Zapadła deprymująca cisza. 
Nagle Olek zaczął przeżuwać papkę. 
– Nawet dobra – powiedział i głośno się roześmiał. 
– Nie! Ja tego dłużej nie zniosę! Do zakładu! Wykończysz mnie, ty stara szmato! Jak mogłaś!? Tak się starałam, pomagałam, a ty... ty... – krzyknęła i trzaskając drzwiami, wybiegła szybko na dwór. 
W kuchni, jeszcze długo rozlegał się donośny śmiech Olka. 
Na drugi dzień, Tereska spakowała dużą torbę, przyjechała karetka i Stasia odjechała daleko, daleko, w inny, nieznany, zamknięty świat. 

W rocznicę po wydarzeniu z owsianką, Olek zginął w tragicznym wypadku, Tereska sprzedała ziemię z murowanym domkiem po Stasi, a Weronka zaczęła wierzyć w sny. 
Gdy dziewczyna dostała się do liceum, Stasia poważnie zachorowała na raka płuc i w ostatniej, agonalnej fazie choroby została przywieziona do siostry. 
Leżała teraz na tapczanie w kuchni pod oknem. Bardzo wychudła. W jej wyblakłych, nienaturalnie dużych oczach, widać było strach i cierpienie. Duże niegdyś usta jakby się skurczyły, schowały między długim nosem a wystającym, kościstym podbródkiem. Jedyne co się w niej nie zmieniło, to włosy. Nadal były gęste i czarne. Nic nie mówiła, tylko od czasu do czasu cicho pojękiwała, mierząc wszystko wokół takim wzrokiem, jakim potrafi człowiek, który chce się nasycić widokiem, bo wie, że niebawem na zawsze zamknie powieki. 
Pewnego dnia, przed południem, gdy Tereska robiła na stolnicy kluski, Stasia lekko uniosła głowę i głośno, bardzo wyraźnie zapytała: 
– Tereska, a gdzie Olek? 
Siostra spojrzała na córkę, ta na matkę, i zapadło kłopotliwe milczenie. 
– Wyjechał – odparła po chwili. 
– Tereska! – zawołała Stasia. Jej głowa uniosła się jeszcze wyżej, głos tym razem był mocniejszy. 
– Tak? 
– Ja wiem gdzie on jest – powiedziała, po czym opadła na poduszkę i cicho westchnęła.
Weronka podeszła później do matki w ogródku. 
– Dlaczego jej nie powiedziałaś prawdy? – spytała. – Przecież ona i tak się domyśla. 
– Może w takim stanie nie powinnam tego mówić, przecież umiera. 
– A co tu ukrywać?! 
– Daj mi spokój – żachnęła się Tereska. 
Pewnego dnia, Stasia poprosiła Weronkę o basen. Gdy siostrzenica zbliżyła się do łóżka, ciotka mocno wbiła kościste palce w dłoń dziewczyny, kaszlnęła i szepnęła z wysiłkiem: 
– Pomóż mi, proszę. 
Weronika, spojrzała szklistymi oczami w udręczoną, schorowaną twarz, na której malowało się jeszcze większe niż dotychczas cierpienie i z trudem powstrzymując płacz, pogłaskała jej chudą dłoń, drugą przyłożyła do własnych ust. 
Następnego dnia, Tereska oznajmiła, że przyjdzie ksiądz z ostatnim namaszczeniem. 
Chora w ogóle nie chciała o nim słyszeć, a gdy się zjawił, obrzuciła stekiem obelg i kazała iść precz. 
Wieczorem, w pokoju Weroniki spadł ze ściany talerz – „Pamiątka Pierwszej Komunii Świętej”, a Stasia zamknęła oczy. Na zawsze. 
Dziewczyna wstała z łóżka, podeszła do ściany, zaczęła zbierać kawałki i ściskać w dłoniach. Między palcami pojawiły się cienkie strużki krwi. Nagle głośno krzyknęła. Krzyczała z całych sił. W domu rozległ się huk; pękały szyby, lustra, szklanki, talerze. Matka Weroniki leżała z zakrwawionym czołem na podłodze w kuchni, a córka nadal nie przestawała krzyczeć. 
Dopiero po dłuższej chwili ucichła, wyszła na dwór i wolnym, posuwistym krokiem ruszyła w kierunku stawu. 

Woda delikatnie kołysała bezwładne ciało w białej koszuli, rozrzucone na powierzchni czarne, długie włosy tworzyły wokół głowy smutną aureolę - tylko obok - silny wiatr głośno przenikał dom bez szyb i świerszcze, zdawać by się mogło, grały żałobny rapsod. 

Ilość odsłon: 1030

Komentarze

maj 23, 2018 19:13

Spojrzales

maj 23, 2018 19:13

Dziwna, fajnie że się pojawiasz pod tekstem. Tomku cieszę się, że lepiej spojrzałem na ten utwór. Na jednym portalu go docenili za klimat, potem skasowałem, potem wstawiłam i znowu docenili. Dziękuję :)

maj 23, 2018 19:05

Przeczytałem jeszcze raz. Niezły thriller. Psychiatria jest rekwizytem, i ta cała zwariowana babka zimna suka, córka. Weronika wygląda na podmiot literacki (nie mylić z narratorem).
Pozdrawiam.

maj 23, 2018 11:09

rzeczywiście
opowiadanie grozy

pozdrawiam

maj 23, 2018 10:56

Tomku, bo to opowiadanie grozy, nie wszystko musi być prawdziwe, chodziło o symbole. Nie zwróciłeś uwagi na rolę drugoplanową, którą gra Weronika. To ona unosi ciężar rodzinnych grzechów i błędów. Pozdrawiam :)

maj 23, 2018 09:17

Ale jatki. A zaczynało się ciekawie...
Pozdrawiam.

maj 23, 2018 09:17

Ale jatki. A zaczynało się ciekawie...
Pozdrawiam.