Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

- Dostałam wypłatę – powiedziałam do Miecia, gdy znalazłam się już w jego mieszkaniu. 
- Jaką wypłatę? 
- Dziekanat dał mi siedemset złotych. Zatrudnili mnie. W końcu jestem naczelnym psychiatrą kraju.
- Taa... To raczej zapomoga – uśmiechnął się. – No, no, jesteś bogata. Wreszcie przestaniesz podbierać mi fajki. 
- Pytałam przecież, poza tym sam częstowałeś. 
- Taa... nerwy. Oj... Nie pal, mała – westchnął i poszedł spać. 
Po chwili zaczęłam pisać swoje „dzieło”. 
Tryb życia Miecia na początku bardzo mnie denerwował, szczególnie pewne ograniczenia kontaktu i wynikający z tego pewien dyskomfort. Większość dnia przesypiał, chyba, że stało się coś nadzwyczajnego i spał w nocy, ale przeważnie późnym wieczorem powracał do życia. Z czasem to wszystko zrozumiałam i zaakceptowałam. Wieczorem dosiadał swą kochankę - komputer i często zaciągając się papierosowym dymem grzebał w grafice, którą szczególnie sobie upodobał. Tworzył strony. W ogóle informatyka, programy, o których nie wiedziałam, czy nawet nie śniłam, były jego obsesją. Oprócz komputera, papierosów, gorzkiej czekolady, coca coli, muzyki i informacji z kraju oraz ze świata, nic innego się nie liczyło. Oczywiście był bardzo wrażliwym, inteligentnym człowiekiem, dobrym przyjacielem. W pewnym momencie zaczęłam w nim szukać ojca, czy dobrego wujka, ale szybko zmieniłam taktykę uznając to za bezsensowne, bo tak naprawdę byliśmy na tym samym poziomie – tylko dużymi dziećmi i znaczna różnica wieku nie odgrywała większej roli. 

Po południu zadzwoniłam do przyjaciółki Elwiry, czy nie zechciałaby pójść ze mną na zakupy. Po godzinie byłyśmy już w supermarkecie. Szybko, z dziką pazernością rzuciłam się na półki z żywnością, oczy w pośpiechu i łapczywie połykały kolorowe pudełka i papierki. 
Gdyby nie Elwira prawdopodobnie wydałabym niemal wszystkie pieniądze, a najlepiej od razu wyniosłabym cały dział żywności. Dziś podejrzewam, że ludzie, którzy doświadczyli prawdziwego głodu coś o tym wiedzieli. Babka jednej z moich koleżanek przez całe życie robiła zapasy żywnościowe. Mogła nie mieć ubrania, nowych majtek, ale w lodówce zawsze musiał być zapas mięsa, nawet jeśli nie był aż tak konieczny. Podobno po jej śmierci, rodzina znalazła sporą ilość sucharów za łóżkiem. 
- Agnieszko, nie kupuj tyle tych małych jogurtów, zawsze można jeszcze tutaj przyjść. Lepiej weź dwa większe, okej? Pamiętasz co było? Musisz uważać z pieniędzmi, kochanie, tak? – moja przyjaciółka powtarzała z troską w głosie. 
- Jeszcze trochę warzyw – powiedziałam, chwytając główkę kapusty. 
- A na co ci cała kapusta? Dziewczyno, opamiętaj się! 
- Jak to? Dla pana dziekana i całej ekipy. Muszę im zrobić surówkę. Nie widziałaś, jak siedzieli pod parasolem i pili piwo, gdy szłyśmy tutaj? Ten przystojniak z dziekanatu w błękitnej koszuli też tam był. Oni nas śledzą i czekają. 
Elwira szeroko otworzyła oczy. 
- Idziemy! Wystarczy ćwiartka, okej? – powiedziała głośniej, i mocno chwyciła mnie za ramię. 

Następnego dnia rano poszłam na pobliski bazarek i kupiłam z przeceny okropne „traktory” - niemodne czarno-czerwone buty na wysokim, szerokim obcasie, bardzo grubej podeszwie oraz czerwoną, dziecięcą kurtkę. Zdążyłam już schudnąć na tyle, że swobodnie mieściłam się w wymarzony rozmiar trzydzieści sześć. Kurteczka pasowała idealnie, nawet była lekko za duża. 
Po powrocie do mieszkania Miecia, znowu pisałam pracę licencjacką: 

Niektórzy Mamusiu martwią się o mnie niepotrzebnie. Mówią, że świr, głupio się uśmiecham, coś nie tak z tą Agnieszką, która zawsze w kącie cicho siedziała. Tylko nie mogą pojąć, że Agnieszka jest króliczkiem, a jak się pozwoli kochać, to będzie króliczkiem z kokardką. 

WHAT IN THE WORLD ARE YOU DOING? 

Nie mogą zrozumieć, że przez przeżycia, w ostatnich paru tygodniach poznałam siebie bardziej niż w przeciągu kilku lat. Oni nie rozumieją mamusiu co to znaczy rzucić się w pożar. Autor „Małego księcia” z pewnością by mnie zrozumiał, prawda? 

Chcę Ci o czymś powiedzieć kochana, bo bardzo mi pewien kamień leży na sercu, wwierca się w ciało niczym wrzód. Otóż... mam jedną koleżankę w akademiku – studentkę drugiego roku medycyny. Razem mieszkamy. 

MATRIKS! AKCJA! 

Kasia jest biednym dzieckiem Mamusiu, które chce kochać i potrzebuje miłości, ale niestety ma ojca frustrata z PRL-u. 
Wyobraź sobie, że dwa dni temu zaatakowała mnie w pokoju przy wszystkich, ot tak nagle, ni z tego ni z owego zaczęła krzyczeć, że powinnam spieszyć się z podaniem o akademik na następny rok. Doszło tylko do niepotrzebnej kłótni i głupich pretensji, bo jak? Przez przeżycia nie mogłam podania pisać, a jeszcze taka praca licencjacka... Na koniec stwierdziła, że traktuję ją jak dziecko i się rozpłakała. Nie chciałam tego, ale kim ona jest Mamusiu? Dzieckiem bożym przecież jest. Czy tak trudno jej to pojąć, tym bardziej, że wierząca? 
Mamusiu. 
Dla mnie ta Kasia, nie jest mądrą dziewczynką. To biedne, rozpieszczone przez swoją mamusię dziecko, które perfidnie wykorzystuje emocjonalny szantaż ze strony zbyt ambitnego tatusia do dołowania innych. Oczywiście, wiem... Kasia ma sporo racji, podpadłam, przyznaję Mamusiu. Otóż w czasie, gdy byłam na pogrzebie rodzicielki, a potem zostałam w domu przez tych parę dni, zupełnie zapomniałam o jedzeniu, które zostawiłam w akademiku. Właściwie to już wcześniej zapomniałam, ale to przez nerwy, mamusiu. Więc, gdy wróciłam ze wsi, Kasia wystawiła na stół spleśniały sok porzeczkowy i powiedziała, żebym wyrzuciła. Wyobrażasz sobie Mamusiu, po pogrzebie takie akcje?! Ja rozumiem z jednej strony jej podejście i zachowanie pedagogiczne, ale pedagogika polega też na wzajemnym wychowywaniu, i tylko tak sobie myślę, że w tym przypadku to Kasia chyba przesadziła, nie uważasz mamusiu? Bo czyż nie mogła wylać tego soku wcześniej, a potem udzielić mi reprymendy?! Nie rozumiem, jak ludzie mogą trzymać się kurczowo tych swoich poglądów i za wszelką cenę, nawet jeśli jest nią kiszenie w pleśni, próbują pokazać jacy to są mądrzy i waleczni. 
Następnie wygarnęła mi czajniki (przepraszam Mamusiu, w ciągu ostatnich trzech tygodni przypaliłam trzy, ale odkupiłam). Poza tym, Kasia ostatnio bardzo uważnie mnie obserwowała i ciągle, niemal na każdym kroku zwracała uwagę, że nie sprzątam, nie zmywam po sobie i jeszcze wiele innych spraw wytknęła. Tylko szkoda, że o swoich naczyniach równie często zapominała, i zdaje się więcej bałaganu ode mnie robiła, bo tylko w książkach siedziała. Ale ja aż tak uwagi nie zwracałam, nawet sama czasem po niej pozmywałam. A później przeżywała, jak zwykle, że nie zda egzaminu, choć zawsze dobrze albo bardzo dobrze wszystko zaliczała. 
Powiem Ci mamusiu, że cechowała ją wybitnie fałszywa skromność, która polegała między innymi nie tylko na nieuzasadnionym użalaniu się nad sobą, ale również na dochodzeniu - bezczelnie pytała kolegów, jak im poszło podczas egzaminów, a potem z nich się śmiała i mówiła jacy to oni fałszywi. 
Wczoraj powiedziała również z uśmiechem, choć smutek z oczu strumieniami się wylewał, że ładnie wyglądam, jednak powinnam uważać, bo dalsze chudnięcie na urodzie mi zaszkodzi. Wyobrażasz sobie mamusiu?! Ale szybko zaczęła się smucić i narzekać, jaki to ona ma tyłeczek duży. 
No przepraszam mamusiu, przecież to nie moja wina, że taki ma tyłeczek. Jakby nie jadła tych tłustych naleśników od swojej mamusi i ciast z masami, to i tłuszczyk tak by nie osiadł. 
Ja zawsze uważałam, że obżeranie się szkodzi. Choć Miecio tłusty i lubię się do niego przytulić, ale nie ma co przesadzać. Zresztą Miecio jest starszy i chory, więc nie ma co porównywać. Jednak lepiej się delektować, powolutku. Każdą chwilą. 
Czasem poszłam na siłkę i flirtowałam z odważnikami i chłopakami; aerobik z koleżankami również trenowałam w świetlicy, a nie tylko książka, książka i praca. Przecież to nie średniowiecze, koni nie ma. Stres, napięcie trzeba gdzieś rozładować. 
Wiesz co, mamusiu? Ja po prostu czuję, że tu o chłopaka Kasi tak naprawdę chodzi. Ostatnimi czasy Rafał często ją odwiedzał. Nic do niego nie miałam i nie mam, absolutnie nie w moim typie, choć bardzo go lubię. Zresztą jakby nawet był w typie, to też bym nic nie miała, bo zajęty. Inteligentny, przystojny student matematyki. Ale ostatnio nadzwyczaj często i długo z nim rozmawiam, zwłaszcza o muzyce i polityce, i chyba Kasia tego przeżyć nie może. 
Lubię chłopaków, ich sposób myślenia. Czasem nawet mam wrażenie, że jestem chłopakiem, przynajmniej chciałabym nim nie raz być i gdybym wierzyła w reinkarnację to podejrzewam, że w poprzednim wcieleniu miałam penisa i mózg mężczyzny. Widocznie musiałam chyba narozrabiać, dlatego trochę ciężkie mam życie. No czyż źle mają? Okres ich nie dopada, rodzić w bólach nie muszą, dziecko i dom na głowie przeważnie do kobiet należą, to znaczy więcej obowiązku, wiadomo samica-słonica, a taki to sobie pójdzie do pubu lub jakiejś knajpki, szluga zajara i piwko wypije. Kobietom dużo mniej uchodzi, mniej wody mają na dodatek i zmarszczki szybciej wychodzą. O los okrutny! O biedne kobiety! Osobiście przeciwko dziewczynom też nic nie mam, zwłaszcza tym pewnym własnej wartości, ale wiesz przecież, jak to w historii bywało. Choćby taka Ksantypa, która filozofów gnębiła, czy Salome, przez którą Jan Chrzciciel głowę stracił albo morderczyni Lady Makbet. Okrutne! Wyrachowane kurwy! Na pokaz, przeważnie bez serca. 
Te wyrafinowane jednak bardziej wrażliwe. Często taka k...przyjmuje formę żony albo męża, zależy co w kroku siedzi, i jeśli druga strona mniej kasy przyniesie albo choroba dopadnie, to dopiero kurwa wychodzi, mamusiu. Oczywiście były też prawdziwe diwy, jak szlachetna Penelopa – wierna, idealna żona; waleczna dziewica Joanna i wiele innych szlachetnych. Dlatego obawiam się, że jeśli Kasia nie zacznie pracować nad duszą, to biedny Rafał z kłębkiem na szyi skończy i tragedia, jak nic będzie. 

Ale wczoraj Mamusiu dostrzegłam w cichaczu iskierkę. 

MATRIKS REAKTYWACJA! 

- Jesteś po prostu niemożliwa, Agnieszko! - powiedziała Kasia.
- To ty jesteś niemożliwa, Kasiu. 
Uśmiech. 
- Kocham cię. 
- Ja też. Sandałki mi leżą. Może wiszą? 
- Co? 
- Może. 
- A jednak jesteś niemożliwa. 
Uśmiech. 

Ilość odsłon: 1008

Komentarze

czerwiec 02, 2018 20:59

Dziwna Ty jesteś naprawdę dziwna :) ja pierdół nie czytam, szkoda czasu. A Ty jeszcze silisz się na komentarz, żal.

czerwiec 02, 2018 19:40

I Ty mi pod moją prozą mówiłaś, że się rozpisałam...
to co ja mam teraz tu powiedzieć

podtrzymuję moje zdanie z kiedyś - takie tam pierdoły
bez urazy, ale dla mnie nie jest ciekawie

pozdrawiam

czerwiec 02, 2018 19:32

ścieśnij monolog do trzech linijek, max. do pięciu. I będzie dobrze.
Pozdrawiam.

czerwiec 02, 2018 16:23

Jak się tylko przeleci to i efekt słaby;)

czerwiec 02, 2018 12:32

Niestety, "pracę licencjacką" przeleciałem wzrokiem tylko. Powtarzające się, psychotyczne rekwizyty, może ważne dla podmiotu literackiego, ale ja, jako czytelnik, jestem zmęczony. Gdybyś skróciła do dwóch-trzech zdań, nawet długich... I tak wiadomo byłoby, co chcesz wyrazić.
I długie to, statyczne bardzo.
Pozdrawiam.