Sąsiadka Mościckiego
różne dłonie matki
leżała w zbożu
przesypując przez palce
niczym świeże ziarna
swoich kochanków
wprost proporcjonalnie
do prób samobójczych ojca
wieszał się w łazience
a ona przecinała kolejne pętle
była niska i jej drobne ręce
nie umiały zamazać jak ołówkiem obrazów
coraz bardziej i bardziej martwej natury
głodna na stercie niewypranych ubrań
zasypiałam z kciukiem w ustach
na stolnicy zapomniane surowe pierogi
wyrywane z ogródka chwasty
i romanse gorące niczym kacze pióra
pod przymkniętymi powiekami widzę
jak wpycha ojcu w usta drewnianą łyżkę
trzęsie się w konwulsjach
bezwolny jak przez większość życia
mówię kocham mówię jeść
łyżka zatacza się nad moją głową
przegania mnie wynoś się wynoś
wieczorem zawoła
już dobrze chodź na kolana
podchodzę nic nie mówię
Ilość odsłon: 1055
Komentarze
Sąsiadka Mościckiego
czerwiec 11, 2018 16:41
Swoją drogą mylisz się co do zarzutu kreacji itd. Swoją drogą, jakim trza być bufonem zebe stawiac zarzuty na podstawie swego widzimisię
Sąsiadka Mościckiego
czerwiec 11, 2018 16:13
Dlaczego nie przejdzie? Tak pytam jak czytelnika, po prostu.
lerdal
czerwiec 11, 2018 15:19
Amerykanie pewnie by się oszczali - w polskiej poezji, to nie przejdzie.
lerdal
czerwiec 11, 2018 15:16
Kreacja poetycka. Nic poza tym. Żadnego autentyzmu.
Marcin Legenza
czerwiec 11, 2018 00:08
Dobra rzecz. Ale pewnie gdyby nie była dobra nie było by jej tutaj. Pozdrawiam, bo nie mieliśmy zbyt wiele kontaktu.
Sąsiadka Mościckiego
czerwiec 08, 2018 07:57
Dziękuję wszystkim za ślad pod tekstem.
Pozdrawiam
Leszek.J
czerwiec 07, 2018 19:50
Poznaliśmy to dzieciństwo nie tylko dostatecznie, ale dobrze :(
MiaMia
czerwiec 07, 2018 17:56
Wrócę do niego z pewnością. Bardzo prawdziwie.
Tomek
czerwiec 07, 2018 16:10
trójkąt tata-mama-peelka. Tak mi się trochę przejadło, choć wiersz wygląda na niezły.
Pozdrawiam.