Krzysztof Bencal
3 teksty sprzed prawie 20 lat (szukam sponsora)
Próbne odliczanie dzwonem
wzywa nas,
zawsze
gotowych do startu.
Spod pasażerskiej rakiety
kościoła
bucha
chłodne utwierdzenie.
Steward wciska guzik
słowa.
Podrywa nas ku górze,
napinają się pasy nóg.
Jeszcze
nie widzieliśmy kabiny,
ale wierzymy
w istnienie dogmatycznego
pilota.
Steward w czarnym
łaszku
obsługuje
nasze uszy.
Podaje świeżą wodę
z
Jordanu.
Serwuje krokieta
nadziewanego mięsem żłóbka.
Albo
kluskę śląską amputowanego boku
z dziurką
w
ciemnoczerwonym sosie.
Turbulencje
wywoływane rzucaniem
monet
na tacę
są niegroźne.
Każdy
wyczekuje
chwilowego stanu nieważkości,
gdy lewitujące
spojrzenie będzie mogło
macać wszystko,
co mu się
nawinie
pod oko.
Każdy także czeka,
aż
połknie
„przeciwczemusiową” tabletkę
hostii,
która
działa przez siedem dni.
I tak co
tydzień.
Z Ziemi
na Ziemię.
Wszystkie planety
są jedną
planetą.
Co dnia
Roją się we mnie wszystkie
dni. Mam już lat dwadzieścia.
Wiem, że się kruszę. Ale mogę
w sobie zamieszkać.
Kiedyś obudzony, żeby po coś się
budzić,
co dnia czerpię słowo z bezdennej żółtej
studni.
Chciałbym tak jak Ziemia lub w Rzymie ciałem
Włocha
wciąż krążyć wokół tego, co mnie jawnie
kocha.
Żywy ptak nie wybija, mówisz, godzin natury?
Jeden
kiedyś wybił, lecz dziś nie pamiętam który.
Mój uśmiech
często siność chmur zakrywa. Ach, płacz, płacz.
Złota
gwiazda milczenia prześwieci przez twoją twarz.
Nie biegam
zawczasu tam, gdzie ktoś na siebie czeka,
nie poznając się w
lustrze. Nikogo tutaj nie ma.
Ile ciosów poczuję, tyle
krzyży wystrugam.
Nikomu nie pomogłem dzisiaj. Jutro się
uda!
Wolnoć, Jimie, w swoim wraku
Zamknij usta,
to tabernaculum złote –
gdzie rozpuszczone hostie czekają, aż
mną wzgardzisz –
bowiem nadal żyję. A przecież w tylu
ludziach
tak bezdźwięcznie udusiłem się jak pierwsza komunia w
dymie
z papierosa pierwszego.
Widuję czoła biczowane przez
starość,
widuję policzki popękane jak lustra, w których
już
nie przegląda się serce.
Wiem, że wyższość serca nad dzwonem
nie polega na ciągłym biciu.
Ojciec tuż obok,
tuż obok
krótkie spojrzenia karmiczne
z profilu niewzruszonego. I przecież
dla mnie jest
jego trud równowagi, zmarszczka
w odpowiedzi na
wyschniętą żyłę w matce.
W czerwonej monotonii, która i we
mnie płynie, jest szarość.
Powiadam, smród szynkowy, że co
wolno
wódce czy piwu, to nie tobie,
katolicka wodo.
Ja
miałem w sobie truskawkę
i w pole patrzyłem, kiedy zbiory.
Ja
dzisiaj na dnie morza witam was kamieniem, albowiem
wolnoć,
Jimie, w swoim wraku.
I lepszy diabeł w sercu
niż anioł pod
podłogą.
Ojcze, tobie manie i depresje moje. Bracie
kawalerze,
zapamiętaj, pokuta nie zarybi
krateru pod brzuchem
kobiety.
Komentarze
Krzysztof Bencal
listopad 03, 2019 08:45
Dzięki za komentarze. Nie publikować? Te wiersze nie są dowodem na to, że nie potrafię pisać. One pokazują, jeśli zestawić z je z moją późniejszą twórczością, jak pięknie można się rozwinąć. A temu, że bywam grafomanem, nie przeczę.
aidegaart
listopad 02, 2019 21:19
"Albo kluskę śląską amputowanego boku", "zamknij usta...wzgardzisz". Naprawdę?
Nie wiem, może miałeś przeżycie religijno-erotyczne. Ja, na Twoim miejscu, bym się spuścił na różaniec, poczekał kilka stacji i nie publikował. Ale, skoro musisz...
Mister D.
listopad 02, 2019 11:05
Ale jest moim zdaniem kilka fajnych strzałów, np:
"I lepszy diabeł w sercu
niż anioł pod podłogą."
Całość można by jakoś skondensować, wyostrzyć, jakąś esencję wyciągnąć?
Milo w likwidacji
październik 30, 2019 21:06
dużo słów
ale efekt końcowy nie powalił
Krzysztof Bencal
październik 30, 2019 20:18
Marsie,
Twój Łojciec był Łormowiec
i Ty też jesteś Łormowiec!
Mithrilu,
po cholerę Ty tu przyszedł tu?
A mówiąc poważnie, pracuję nad książką "Vox clamantis w rynsztoku 2002-2019". Jeśli te teksty są rzeczywiście aż tak słabe, to pewnie moje dzieło znów przejdzie niezauważone :(
Mithril
październik 30, 2019 20:06
...to prawda - nictu
x l a x
październik 30, 2019 19:23
Nic tu nie wyczytuję ciekawego; takie wprawki.