Milo w likwidacji
czekoladki z galaretką
o tej porze
wyglądają jak kopce kreta porośnięte szaloną rzeżuchą
na jednej z platform widokowych zrobiliśmy przystanek
by nacieszyć oczy widokiem powulkanicznych wyprysków
na soczystej powierzchni dżungli wilgotna zieleń
rozglądałem się zdumiony szybkością zachodzących zmian
tak zwariowany malarz odważnymi pociągnięciami szpatułki
nakłada na czekoladową teksturę reklamową zieleń
powstaje zabójczo uroczy miks
gdyby nie wisząca w nagrzanym powietrzu woda
doceniając prędkość z jaką przemykają między wzgórzami obłoki
przysiągłbym że macza w tym palce ekipa Spielberga
*
na pierwszy rzut beretem
dookoła nie działają zegary
świat nie składa reklamacji
zrobiło się ludniej
miejscowi bardziej zwracają uwagę
na to co udało się upolować
u obwoźnych sprzedawców wszelakich
słodkości, ostrości i obrzydliwości
szelest foliowych opakowań
mlaskanie przerywane przekomarzankami
znowu to pytanie o czym myślę
w którym momencie się odnajduję
*
to prostsze niż oddychanie dżunglą
tu jestem tym co widzę i czuję
zapach boczku w ziołach
kolorowe jajka na bardzo twardo z owocami
oraz te kacze z zalążkami
do tego nigdy się nie przekonam
zapomnij o gorących całusach
jeśli je spróbujesz
będzie po naszej wyprawie
Ilość odsłon: 354
Komentarze
Milo w likwidacji
wrzesień 21, 2024 21:08
Dziękuję Pawle za wsparcie.
Ten cykl jest jeszcze w powijakach i wszystko może się zdarzyć. Często w procesie edycji frazy przybierały zupełnie nowe kształty.
Mister D.
wrzesień 20, 2024 10:23
Tekst o doznawaniu świata, o rozpływaniu się w nim, ale i o próbie trzymania głowy na powierzchni. Może i banalny, ale warto, trzeba tylko pierwszą strofę ułożyć, dwie pozostałe wydają mi się ok.
Milo w likwidacji
wrzesień 20, 2024 08:56
Dziękuję Pawle za podkreślenie tych partii notatek, które lirycznie leżą/sic!/
Bo to prawda. Wiersz, jako taki jest banalny I to jest okrutna prawda. Za to jako relacja oddaje w punkt wszystko, co się kłębiło w głowie podróżnika.
Teraz odwrócę sytuację i podszlifuję, nadam rytm, przytnę tu i ówdzie. I co wtedy otrzymam? Miałki wiersz, co prawda zgodny z kanonem, lecz nic więcej.
Wybrałem żywszą opcję. To jak z muzyką. Płyty są świetne, lecz koncertów nie zastąpią.
Dziękuję Ci i co więcej, zrobię alternatywę do tego tekstu
Mister D.
wrzesień 20, 2024 03:58
rozglądałem się zdumiony szybkością zachodzących zmian
tak zwariowany malarz odważnymi pociągnięciami szpatułki
nakłada na czekoladową teksturę reklamową zieleń
- tu nie kumam, bo piszesz o zdumieniu szybkością zachodzących zmian, a następne zdanie o malarzu ze szpatułką i zieleni, a spodziewałem się czegoś o dynamice tych zmian, które zapowiadasz i sygnalizujesz. Wygląda to tak jakbyś bardzo chciał opisać tę zieleń, wpadło Ci do głowy kilka określeń, ale nie wiedziałeś które lepsze, więc włożyłeś je wszystkie do kotła
Mister D.
wrzesień 20, 2024 03:34
Jakiegoś skondensowanego zen mi brakuje w pierwszej strofie, rozjeżdża się to w opisowości, i brzmi trochę jakby ktoś prowadził kanał podróżniczy i zdawał mi relację z tego co widzi, esencja się rozjeżdża, a masz przecież tylko kilka istotnych elementów - wulkaniczne wzgórza porośnięte zielenią i wystające nad powierzchnię soczystej (czyli wilgotnej, czyli soczystej, jak to zazwyczaj dżungla) dżungli, plus obłoki. Potem w drugiej strofie piszesz o tym, że nie działają zegary, czyli domyślam się wrażenia zen, zatrzymanego czasu. Więc mam wrażenie, że gdzieś to w pierwszej strofie się gubi i rozjeżdża samo nie wiedząc w którą stronę.
Mister D.
wrzesień 20, 2024 03:21
Wróciłem na trzeźwo i uważam, że coś jest nie tak z pierwszą strofką, jakby przepompowane, za dużo tej malarskości, szpatułek i zieleni.
"na soczystej powierzchni dżungli wilgotna zieleń"
- nie wiem czemu ale to zdanie wydaje mi się masłem maślanym, a po chwili znowu wracasz do zieleni, tym razem reklamowej. Coś by zrobić z tą pierwszą strofą, coś wyrzucić, na coś zdecydować, coś uprościć. Kopce kreta i rzeżucha, reklamowa zieleń i ekipa Spielberga wydają mi się fajne, ale coś mnie drażni w figurze szalonego malarza.
Dagny
wrzesień 18, 2024 20:17
Milo, bo ciekawy jest ten obserwacyjny streaming - jeśli jednak miałbyś być wierny jego formie ( skądinąd uroczo przegadanej)- to msz byłabym ostrożniejsza w podsumowaniach, czy próbach filozofowania - bo to zawsze ingerencja a tę zredukowałobym do minimum, lepiej jest gdy właśnie tak : zaznaczasz nam fakty i akty, pozwalasz na flow, idąc więc tym tropem - zdanie „ nikt nie zgłasza reklamacji”- jest przedobrzeniem, bo jak to jest : pozwalasz oddziaływać obcej kulturze, czy się bronisz, szukając utartych struktur i znajomych punktów odniesienia, o których wiesz od razu, że nie funkcjonują ;)?
„ Zegary nie działają” jest kolejnym przedobrzeniem, bo w niektórych strefach czasowych są one w naszym pojęciu kompletnie zbędne i nie ważne, czy działają, czy nie ,R.Kapuściński opisywał cierpliwe czekanie na autobus Afrykańczyków, które trwało dwa dni :)))
( Natomiast koment poniższy, z dziwolągiem : chaos dżungli(sic!) znajduje prozaiczne (…) odbicie w rytuałach jedzenia i relacji) - uznaję za prawdziwe gwiazdorzenie jakim jest ta istna ekwilibrystyka intelektualna, ha, ha), bo Logos Natury - mówi coś ;))) ??( większości - MÓWI ;)
pozdr.
Milo w likwidacji
wrzesień 18, 2024 17:23
Ha... dawno nie zaznałem takiego tłoku pod wierszem. Muszę nad tym pomyśleć, bo to znaczyłoby, że lekkie notatki /sic!/ okazują się najciekawsze. Może to i dobra myśl, bo już przy półwyspie iberyjskim byłem namawiany, by kręcić vloga odwrotnie tzn. zamiast słodkości z wycieczki jakie masowo nam serwują naciągacze dzielić się przemyśleniami z miejsc nie do końca oczywistych lub pokazać je jakie są naprawdę.
Może zacznę robić to najpierw lirycznie?
gwiazdeczka
wrzesień 18, 2024 15:15
Ten tekst to poetycka impresja, która przenosi czytelnika w tropikalny krajobraz pełen kontrastów i zmysłowych doznań. Opisujesz świat w sposób plastyczny, jakby malowany pociągnięciami pędzla czy szpatułki, gdzie przyroda miesza się z kulturą, a rzeczywistość wydaje się być reżyserowana przez mistrza filmowego, takiego jak Spielberg.
Wulkaniczne krajobrazy, „wilgotna zieleń” i „czekoladowa tekstura” tworzą obraz egzotycznego miejsca, które żyje własnym, niezrozumiałym dla zewnętrznego obserwatora rytmem. Zmysłowy chaos kolorów i zapachów przyciąga uwagę, ale jednocześnie kryje w sobie pewną dzikość, trudną do ogarnięcia lub zrozumienia.
Druga część tekstu przenosi nas do świata ludzi, handlu i codziennych interakcji, które kontrastują z surowością natury. Opis życia miejscowych, ich polowań na „słodkości, ostrości i obrzydliwości,” dodaje do obrazu element społeczny, ludzki, gdzie chaos dżungli znajduje swoje odbicie w prozaicznych, a jednak egzotycznych dla narratora rytuałach jedzenia i relacji.
Pytanie „o czym myślę, w którym momencie się odnajduję” sugeruje pewną dezorientację – narrator z jednej strony zanurza się w tym świecie, ale jednocześnie czuje się od niego oddzielony, jakby nie do końca do niego należał.
Zakończenie, gdzie pojawiają się „kacze jajka z zalążkami” i zapowiedź, że ich spróbowanie mogłoby zakończyć wyprawę, to doskonały przykład na to, jak zmysły, kultura i osobiste granice mieszają się w tej pełnej intensywności podróży. Tekst tworzy intensywną, niemal filmową atmosferę, w której rzeczywistość miesza się z wyobrażeniem, a smak i zapach mają równie wielkie znaczenie, co sam widok.
To utwór o byciu w pełni zanurzonym w nieznanym świecie, gdzie natura i człowiek współgrają w zaskakujący sposób, a narrator balansuje między fascynacją a dystansem.
Dagny
wrzesień 18, 2024 14:35
…ooo, Paweł ładnie napisał; doświadczanie świata - tak; tylko samą narrację ciut zagmatwałeś, tu mnie uwiera,,,pozdrówki .