Mister D.
Wiewióriada po drugiej stronie lustra
Od kilku dni kochamy-krzywdzimy wiewiórkę,
i wydaje się, że ona również nas kocha,
chociaż nie powinna – zgwałcenie "obopólne"
naturalnych praw. Niemal śpimy na odchodach,
które sprzątamy z parapetów i podłogi.
Lecz jaka radość obserwować wiewióriadę
rudego płomyka na tle sprzętów domowych,
drzewnego zakapiora, przez którego całe
podrapane mamy ręce, a jak się stawia,
jak uparcie wdrapuje na głowę, jak czai
do skoku z regału, i – u u – do nas gada,
więc tak mu daliśmy na imię. Nawet kwiaty
w doniczkach nie są bezpieczne przy tym żywiole,
który powinien buszować w lesie, gdzie wszystkie
żywioły miały imiona własne nim swoje
im nadaliśmy. A jak to wierzy naiwnie
w arsenał zębów, pazurów i rudy ogon,
zamiast wierzyć w rozbrajające zaufanie,
którym nas obdarza, które każe ramionom
opaść, schylić się po kolejne zadrapanie.
I nawet Kosmo zaakceptował wiewiórkę,
intruza na swoim terenie, który szydzi
z niego wisząc na zasłonce, po chwili nura
dając w inne miejsce, jak płomień zapalniczki
raz tu, raz tam w psich ślepiach zapalając kitę,
mocą ewolucji szybszy, zwinniejszy od psa.
Ciężko oczy oderwać śledząc te komiczne
zwroty akcji – jakby Kojot i Struś Pędziwiatr
wyszli z ekranu. Rudy meteor w źrenicach
drapieżcy, Kosmo odbity w czarnych paciorkach
jarosza. Rozejm – jeden i drugi zasypia
na kanapie jakby się każdy z nich stołował
w tym samym barze. A jaka rozpacz w psich oczach
kiedy czasem podrapię rudzielca za uchem.
- Ty pierwszy – mówię i jakby pierwszej żarzył blask
iskry, która związała gatunek z gatunkiem.
Najzabawniej obserwować ryżego kiedy
próbuje przechytrzyć drugą wiewiórkę z lustra -
- bezskutecznie. Już nawet pomyślałem, żeby
cały pokój wyłożyć, wtedy mógłby hulać
z całym stadem, i nieskończoną wiewióriadę
odstawiać, zamknięty w nieskończonych odbiciach,
po drewnianej konstrukcji – taką instalację
zimną jak szyba, i całą w rudych płomykach
zobaczyłem w sobie - estetycznie obłędna -
- lustrzane, niekończące się stado wiewiórek.
Idź już wiewiór, orzeszek na drogę i zwiewaj,
gdzie bez imion obchodzą się żywioły rude.
Komentarze
Mister D.
sierpień 10, 2019 10:22
Dziękuję. Miło, że na dobre Ci wyszło.
Joanna-d-m
sierpień 09, 2019 21:23
Ty dopisałeś
ja doczytałam
- wierszowi wyszło na dobre
mi też
Mister D.
sierpień 07, 2019 10:32
Czasem myślę, że gdyby z każdego wiersza
zdrapać naskórek, skórę oderwać
od mięsa, mięso oddzielić
od kości, kości odłupać
od szpiku, szpik
od nicości -
- to ujrzałbyś
raj utracony.
Mister D.
sierpień 05, 2019 00:33
Dziękuję Cytro, bo to było jak film. :)
Konto usunięte
sierpień 05, 2019 00:28
Świetny ten wiersz, widzę to wszystko jak na filmie. Pozdrawiam.
imre
sierpień 05, 2019 00:24
Wiewiórcy mogło to być na rękę. Może nawet maczał w tym pazurki ów łobuz-wiewiórc :)
Mister D.
sierpień 05, 2019 00:18
Tak, jak mogłem go wcześniej pominąć, toż to zdrada. Dzięki.
imre
sierpień 05, 2019 00:13
Tak. O raju utraconym. Fobrze przedstawiający to wiersz, a Kosmo świetnie się w ten obraz wpisał:
"o chwili nura dając w inne miejsce, jak płomień zapalniczki raz tu, raz tam w psich oczach zapalając kitę"
Pozdrawiam
Mister D.
sierpień 04, 2019 23:46
Jakby kogoś interesowało, to dopisałem jeszcze kilka zwrotek o psie, wydają mi się istotne.
Mister D.
sierpień 04, 2019 12:00
Bo moim zdaniem to jest wiersz o raju utraconym.